Miały pecha, bo urodziły w szczycie epidemii. ZUS zostawił je bez środków do życia

Sandra Skorupa
Pani Joanna jest mamą 2,5-miesięcznego Nikosia. Jak każda kobieta objęta ubezpieczeniem społecznym i pracująca na umowie o pracę, może liczyć na urlop i zasiłek macierzyński. Okazuje, że jedynie w teorii...
ZUS a zasiłek macierzyński. Zus kontra matki Zjęcie ilustracyjne / Fot. Patryk Ogorzałek / Agencja Gazeta
Od urodzenia syna walczy o zasiłek. Kobieta pracowała do 9 miesiąca ciąży, a mimo to nie dostała od ZUS-u ani złotówki. Nie wydano jej nawet decyzji o przyznaniu zasiłku.

Co więcej, Nikoś nie dostał oryginalnego aktu urodzenia, co rodzi kolejne komplikacje administracyjne. To skutki uboczne pandemii, które dotknęły rzesze kobiet w ciąży i świeżo upieczonych mam. Dziś walczą z opieszałością i uprzedzeniami ze strony urzędników.

Zasiłek macierzyński a ZUS — tak traktuje się matki


Na forach dla kobiet wiele mam skarży się na lekceważenie i powolne rozpatrywanie ich spraw ze strony ZUS-u. Wskazują, że pieniądze, które im się należą, otrzymują dopiero po 3, a nawet 6 miesiącach i nikt się nie przejmuje, czy mają za co utrzymać siebie i dziecko.


O swojej sytuacji zaalarmowała nas również pani Joanna (Boruch) Skowron. Powinna być na macierzyńskim, ale mimo złożenia 5 maja dokumentów, wciąż nie podjęto w jej sprawie żadnej decyzji. Od momentu urodzenia syna nie dostała ani złotówki. Gdy poszła w ostatnim miesiącu ciąży na L4, wówczas również nie obyło się bez komplikacji.

— Nikosia urodziłam 13 kwietnia. Pracowałam w zasadzie do 9. miesiąca ciąży i w marcu ok. 3 tygodnie przed porodem poszłam na L4, za które pieniądze i tak otrzymałam dopiero w połowie maja — mówi pani Joanna. Pracodawca pani Joanny dokumenty wysłał do ZUS-u 5 maja. Z powodu zbyt długiego oczekiwania na decyzję i pieniądze kobieta wraz z mężem postanowili upomnieć się o rozpatrzenie ich sprawy. Na początku, gdy do ZUS-u można było się jeszcze dodzwonić, pani Joanna słyszała, że mają różne utrudnienia.

— Mówili, że to wszystko przez koronawirusa i że mają kwarantannę poczty. Dostałam bezpośredni kontakt do pani, która zajmuje się moją sprawą. Dwa razy z nią rozmawiałam, później w ogóle przestała odbierać telefon. Numer był zajęty, czyli korzystała z niego, ale w ogóle nie odbierała ode mnie — dodaje mama Nikodema.

Z racji tego, że na PUE nie było wciąż decyzji o przyznaniu zasiłku macierzyńskiego, mąż pani Joanny w połowie maja pojechał do ich oddziału na warszawskiej Ochocie. Miał wszystkie pełnomocnictwa od żony. Złożyli prośbę o szybkie rozpatrzenie sprawy, ale to nie poskutkowało.

Korona-absurdy


Pod koniec czerwca pani Joanna postanowiła osobiście z dzieckiem złożyć wizytę w placówce.

— Dostałam wtedy informację, że pani nie może mi pomóc, bo sprawę rozpatruje dział zasiłków, który znajduje się na Żoliborzu. Było tuż przed zamknięciem placówki, więc urzędniczka powiedziała, bym przyjechała następnego dnia rano i razem zadzwonimy i sprawdzimy to — relacjonuje kobieta.

Następnego dnia, gdy panie zadzwoniły do oddziału na warszawskim Żoliborzu, okazało się, że tam rozpatrywane są dopiero wnioski z początku kwietnia. Taką samą informację usłyszał mąż pani Joanny w połowie maja.

— Będąc w urzędzie, popłakałam się. Powiedziałam, że jest to niesprawiedliwe, że ja z dzieckiem przy piersi muszę się martwić skąd wziąć pieniądze. Na miejscu od razu złożyłam mailową skargę na opieszałość ZUS-u — wyznaje pani Joanna.

Po powrocie do domu kobieta od razu dostała telefon od urzędniczki, która zajmowała się jej sprawą. Mogłoby się wydawać, że skarga poskutkowała i teraz sprawa przyspieszy. Jednak pani Joanna rodziła w szczycie epidemii, więc nie otrzymała oryginalnego aktu urodzenia, a wszelkie dokumenty dostała w formie PDF.

Wszystkie już wcześniej wydrukowali i złożyli z mężem w ZUS-ie, by nie pojawiły się jakieś komplikacje. Okazało się jednak, że ZUS wystąpił do urzędu o oryginalny akt urodzenia, ale nadal go nie otrzymał, co niestety znów przedłuża cały proces przyznania zasiłku macierzyńskiego.

— Porażką jest, że sprawa od 5 maja leżała gdzieś i nikt się tym nie zajmował. Rozumiem, że mają dużo pracy, ale ja nadal nie otrzymałam pieniędzy — komentuje mama Nikosia.

Pytania bez odpowiedzi


Kobieta zaznacza, że finansowo daje sobie jakoś radę, bo ma wsparcie rodziny. Jednak jest wiele samotnie wychowujących matek, które na taką pomoc nie mogą liczyć i brakuje im pieniędzy na pieluchy czy mleko dla dziecka. Pani Joanna dodaje również, że podobne sytuacje działy się jeszcze przed pandemią:

— ZUS młodym matkom i kobietom w ciąży robi ogromne problemy w ogóle. Na przykład sprawdzają, czy na pewno są chore, czy na pewno są w ciąży, czy na pewno pracowały. Mam znajomą, która przez wiele miesięcy nie dostawała pieniędzy, bo prowadzi firmę z mężem i ZUS próbował im udowodnić, że to jest fikcyjne zatrudnienie...

O komentarz w tej sprawie poprosiliśmy rzecznika Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, jednak nasze pytania wciąż pozostają bez odpowiedzi.
Aktualizacja 26.06.2020, godz. 12.32

Stanowisko ZUS


Otrzymaliśmy stanowisko ZUS ws. opóźnień w wypłacie środków od rzecznika prawsowego Pawła Żebrowskiego:

Epidemia koronawirusa postawiła przed Zakładem Ubezpieczeń Społecznych ogromne wyzwania. To sytuacja absolutnie bez precedensu w całej ponad 85-letniej historii Zakładu.

Zanotowaliśmy lawinowy wzrost liczby wniosków o zasiłki — o 46% w stosunku do lutego, w kwietniu o 67,7% w stosunku do marca i aż o 145% w stosunku do lutego. Wszystkie wnioski staramy się rozpatrywać najszybciej jak to możliwe, jednak pragnę zwrócić uwagę na szereg dodatkowych zadań, jakie na Zakład nakładają zapisy Tarczy Antykryzysowej.

Mamy świadomość, że na środki z ZUS oczekuje wiele grup społecznych i zawodowych m.in. matki, ojcowie, osoby starsze, przedsiębiorcy. Pragnę podkreślić, że żadnej z nich nie faworyzujemy, z takim samym zaangażowaniem podchodzimy do rozpatrywania wszystkich wniosków.

Jednak na nasze możliwości, oprócz rekordowej liczby prowadzonych postępowań wpływają również absencje pracowników ZUS związane z zachorowaniami na COVID-19. Proszę wierzyć, że w tej trudnej i wymagającej sytuacji robimy wszystko, co w naszej mocy, aby wsparcie skutecznie docierało do osób wnioskujących.

W okresie od 1 stycznia do 31 maja 2020 r. wpłynęło 3 mln 280 tys. wniosków o zasiłki, w tym ponad 1 mln o dodatkowe zasiłki opiekuńcze w okresie od połowy marca. Dla porównania, w całym ubiegłym roku wpłynęło 4 mln 900 tys. wniosków o zasiłki. Wszystkie wnioski staramy się rozpatrywać najszybciej jak to możliwe, ponad 2/3 wniosków o zasiłki zostało już rozpatrzonych. A większość pozostałych to wnioski z ostatnich tygodni. W ich przypadku ustawowy termin rozpatrzenia jeszcze nie minął. Kolejne wnioski wpływają cały czas.

Jednocześnie chciałbym zaznaczyć, że możliwość opóźnienia w wypłacie świadczeń w sytuacji pandemii zostały przewidziane przez ustawodawcę. Kwestie te określa Ustawa o zwalczaniu COVID-19. Zgodnie z tą ustawą bieg terminów procesowych nie rozpoczyna się, a rozpoczęty ulega zawieszeniu na okres stanu zagrożenia epidemicznego albo stanu epidemii.

Ponadto w tym okresie nie stosuje się przepisu, na podstawie którego organ prowadzący postępowanie ma obowiązek powiadamiania strony lub uczestnika postępowania o niezałatwieniu sprawy w terminie. Nie mają także zastosowania przepisy o bezczynności organów, nie można też stosować środków prawnych dotyczących bezczynności, przewlekłości lub naruszenia prawa strony do rozpoznania sprawy bez nieuzasadnionej zwłoki.

Co do zasady opóźnienie wypłaty środków następuje po okresie 30 dni od dnia następującego po dniu wpływu do ZUS ostatniego dokumentu wymaganego do ustalenia prawa do zasiłku. Nie zawsze wnioski są kompletne, co oznacza, że Zakład w tych przypadkach musi występować do ubezpieczonego lub płatnika składek o nadesłanie brakujących dokumentów.