Pokazała, co to znaczy działać "jak dziewczyna"! Oto Zosia, która otworzyła Polkom drogę na studia

Magdalena Konczal
Jest rok 1899. W Ociesękach, na Kielecczyźnie na świat przychodzi mała Zosia, która dwadzieścia lat później pokaże światu, co to znaczy robić coś „jak dziewczyna”. Poznajcie historię Zofii Majmeskuł-Mastalerzowej – kobiety, która swoim przykładem otworzyła nam drogę do studiowania.
Zofia Majmeskuł-Mastalerz jest pierwszą kobietą w Polsce, która uzyskała tytuł doktora praw /unsplash
Wszystko zaczęło się od jej oburzenia. Będąc małą dziewczynką, przypadkowo zapoznała się z Kodeksem Napoleona. Kiedy zrozumiała, że w przyszłości we wszystkich sprawach ma być posłuszna mężczyźnie, niezwykle się tym przejęła.

Postanowiła wówczas, że sama zostanie prawniczką i napisze własny kodeks – taki, w którym zawarte będzie prawo kobiet do wolności i samostanowienia.

"Szansa na flirt i złapanie męża?"


W wolnym czasie bawiła się w sąd. Na ławie oskarżonych siedziały jej dwa psy.
– Wydawałam na nie bardzo łagodne wyroki, bo psy zawsze kochałam i kocham. Taka to więc była moja sprawiedliwość! – pisze w swoich wspomnieniach.


Jest październik 1918 rok. Młoda Zofia decyduje się wyjechać do Krakowa, by tam studiować prawo. W budynku uczelni zatrzymuje pewnego pana i pyta, gdzie może zapisać się na studia prawnicze. W odpowiedzi słyszy: "My panienek na prawo nie przyjmujemy".

Uparta Zosia, mimo to, udaje się do dziekanatu. Tam dziekan Stanisław Estreicher proponuje jej, by zapisała się na Wydział Filozoficzny, a jednocześnie realizowała przedmioty, które są w programie studiów prawniczych.

Największy stres ogarną Zosię, kiedy szła na zajęcia z prawa kościelnego. Wykładał je profesor, który był zaprzysiężonym wrogiem kobiet. Krążyły o nim rozmaite legendy.

Jedna z nich głosiła, że rzuca w studentki, odmawiające opuszczenia sali, drewnianą kulą, na której się podpierał.

Po jej długim wywodzie dotyczącym tego, że chce studiować prawo, bo interesuje ją to od najmłodszych lat, usłyszała: "Dlaczego to pani tak koniecznie chce studiować prawo i popiera pani swoją prośbę rzekomym zamiłowaniem, w które niezupełnie wierzę. Natomiast proszę się szczerze przyznać, czy pani nie spodobało się prawo dlatego, że będzie pani miała dużo kolegów, a więc szanse na flirt i złapanie męża?"

W odpowiedzi usłyszał: "Chcę studiować prawo i skończyć je, ale przecież uniwersytet nie jest klasztorem, a jestem młoda, a więc w wolnych od nauki chwilach może będę trochę flirtować i tańczyć".

Wypowiedź dziewczyny musiała zaskoczyć profesora, ponieważ ostatecznie pozwolił jej zostać na zajęciach, a później przekonał się, że jest naprawdę pilną studentką.

Sprawa przyjmowania kobiet na studia prawnicze wciąż była niepewna. Dziekan udał się specjalnie do Warszawy w sprawie Zofii Majmeskuł.

Ostatecznie została przyjęta na drugi rok prawa, a w czerwcu 1919 roku przyszło rozporządzenie, na mocy którego kobiety mogły zostać dopuszczone do studiowania prawa na uniwersytetach małopolskich.

"Niech pani wyjdzie za mąż"


Jednak trudna sytuacja życiowa, postawiła Zosię przed wyborem: studia lub zarabianie na własny byt. Dziewczyna postanowiła się nie poddawać. W wolnych chwilach udzielała lekcji, by móc opłacić swój pokój, a przez resztę czasu – uczyła się.

Wciąż pozostawała prymuską. Jeden z profesorów dawał Zosię innym za wzór, mówił: "Widzicie, panowie, jak dobrze odpowiada".

Zosia, będąc na ostatnim roku studiów, zaczęła myśleć o swojej przyszłości. Odwiedziła sąd i Izbę Adwokacką, ale wszędzie słyszała, że nie przyjmuje się kobiet.

Pewnego dnia – wściekła na całą sytuację – postanowiła odwiedzić Wacława Makowskiego, który był wówczas ministrem sprawiedliwości. Przedstawiła mu swoje racje w obszernym wywodzie. Otrzymała odpowiedź, że sprawa ta będzie załatwiona, ale nie teraz, więc, by nie tracić czasu, powinna wyjść za mąż...

Dziewczyna, zdenerwowana odpowiedzią ministra, skontaktowała się ze swoimi znajomymi dziennikarzami. Kolejnego dnia było już o niej głośno, ponieważ w gazecie ukazał się artykuł pod tytułem "Niech pani wyjdzie za mąż".

Zosia podjęła stałą pracę, która sprawiła, że zdała egzaminy nieco później, ale udało się. Odbyła się uroczysta promocja. Kolejnego dnia znów było o niej głośno.

W pismach zaczęła pojawiać się jej fotografia, a wszędzie podkreślano, że po raz pierwszy w Polsce tytuł doktora praw został przyznany kobiecie.
Źródło: Magazyn "Karta" nr 96/2018 s.11-15.