8 maja obchodzimy w Polsce Dzień Położnej. Jest to także rocznica urodzin Stanisławy Leszczyńskiej, która była niezwykłą postacią, a teraz stanowi ikonę położnictwa. Uzupełniając luki w historii o bohaterki kobiece – malarki, pisarki, przywódczynie i wiele innych – warto dowiedzieć się więcej na temat tej heroicznej postaci, chociażby dlatego, żeby wiedzieć, czemu akurat ją polskie położne wybrały sobie za patronkę.
1896 rok. W Łodzi, w rodzinie państwa Zambrzyckich przychodzi na świat Stasia. Jest to jej pierwsze doświadczenie porodu – swojego własnego. Później będą dziesiątki, setki, tysiące innych, ale Stanisława będzie stała już po drugiej stronie.
1922 rok. Stanisława kończy naukę w Szkole Położniczej w Warszawie z wyróżnieniem. Wówczas była już zamężna z Bronisławem Leszczyńskim. Mieli czwórkę dzieci. Jej mąż angażował się aktywnie w pomoc Żydom.
Więźniarka nr 41335
1943 rok. Cała sześcioosobowa rodzina jest aresztowana. Stanisława wraz z córką zostają przewiezione do Auschwitz-Birkenau. To właśnie tam Położna z Auschwitz (jak ją nazywano) będzie dawała nadzieje matkom, które pragną, by ich dzieci się urodziły.
Właśnie tam uratuje około trzech tysięcy istnień. Każdy z przyjmowanych przez nią porodów – pomimo nieludzkich warunków – zakończył się szczęśliwie (o ile można w tym kontekście użyć takiego słowa).
Drewniaki Stanisławy ugrzęzły w błocie. To doświadczenie pozwoliło jej zrozumieć jakie zasady panują w obozie. Nikt nie zwrócił na nią uwagi, kilka osób spojrzało przelotnie, ale żadna nie udzieliła pomocy. W tym momencie położna postanowiła, że spróbuje w obozie pozostać człowiekiem i dawać nadzieję.
Kiedy dowiedziała się, że Niemka, która przyjmowała porody w obozie, nie może tego dłużej robić, nie zwlekała ani chwili. Wiedziała, jak wygląda rzeczywistość. Niemieckie położne po narodzinach dzieci, topiły je w beczkach.
Stanisława, chcąc je uratować, przyjęła "posadę" i – jak tylko mogła – wspierała młode matki i starała się ratować dzieci. Od razu też jasno oświadczyła, że nie będzie zabijać niemowląt.
Jedna z więźniarek leży na piecu po długim i wyczerpującym porodzie. Niemiecki lekarz każe jej wstać. Stanisława wstawia się za nią, ale "Anioł Śmierci" – jak nazywany był Josef Mengele – jest nieubłagany. Kobieta, cała zakrwawiona, oblepiona śluzem i kałem, wstaje, trzymając w rękach swoje dziecko.
Płacze, a łzy skapują na głowę niemowlaka. Lekarz rozkazuje jej iść za nim. Za kobietą ciągnie się strużka krwi. Stanisława Leszczyńska pada na kolana – nie wiadomo czy modli się, czy traci nadzieję.
Trzy tysiące żyć
Z 3000 uratowanych przez Stanisławę Leszczyńską dzieci, obóz przeżyło zaledwie 30. Do dziś żyje 17 osób, które położna powitała na świecie.
Po wojnie Stanisława dalej pracowała jako położna, w Łodzi. Przez 38 lat w jej karierze nie zdarzyła się ani jedna śmierć noworodka. Leszczyńska do końca miała poczucie, że jej obecność w obozie nie była przypadkowa – miała tam do wykonania konkretne zadanie.
Umiera 11 marca 1974 roku na nowotwór. Dziś uznawana jest za symbol oddanego położnictwa. Jest także jedną z kobiet, o których powinniśmy pamiętać – całkowicie oddana swojej pracy i swojemu powołaniu, nawet w najtrudniejszych warunkach pozostała silną i zdecydowaną kobietą, która potrafiła być dla innych.
Źródła: stowarzyszeniefidesetratio.pl, deon.pl, opisane fragmenty z życia Stanisławy Leszczyńskiej pochodzą z książki "Położna z Auschwitz" Magdy Knedler