"Ojciec groził, że odetnie mnie od kasy". Dorośli mówią o skutkach wybujałych ambicji rodziców

Agnieszka Miastowska
Wiele słyszymy na temat kierowanego do dzieci hasła, "możesz być, kim chcesz". Rodzice używający tych słów przekonują, że najważniejsze, by ich dziecko było w swoim dorosłym życiu szczęśliwe – niezależnie od tego, czy będzie ogrodnikiem, czy prawnikiem. Brzmi to jednak dość utopijnie, prawda? Postanowiłam porozmawiać z osobami, których rodzice mieli odmienne podejście.
Tak ambicje rodziców wpływają na przyszłość dzieci Yanal Tayyem/Unsplash

Wybrałam drogę zgodną z oczekiwaniami moich rodziców


Wszyscy rodzice chcą dobra swoich dzieci, ale to często wiąże się z narzucaniem pociechom bardzo konkretnego planu na przyszłość. Wystarczy przywołać sam fakt, że istnieje lista konkretnych zawodów, wskazywanych najczęściej przez rodziców jako wymarzone dla swoich dzieci.

Poruszałyśmy już ten temat w Mamadu w artykule "Lista wymarzonych zawodów dla dziecka okiem rodziców – czym się sugerowali?": "Nie zaskakuje chyba nikogo, że rodzice w dużej mierze kierowali się tym, by ich dzieci w przyszłości cieszyły się dostatkiem, więc preferowali zawody takie jak: lekarz, informatyk, czy technik. Zawody medyczne wybrało 34 proc. ankietowanych, techniczne były na drugim miejscu, a prawnicze na trzecim. Branża IT także cieszy się wśród rodziców ogromną popularnością, 13 proc. rodziców zadeklarowało, że widzą swoje dziecko na takim stanowisku w przyszłości".


Rodzice chcą, by ich dzieci osiągnęły zawodowy sukces


Tylko czym właściwie jest ten cały sukces? Jeśli spojrzymy na listę zawodów, wybieranych dzieciom przez rodziców, to głównie pieniądze i prestiż, pewność zatrudnienia, szacunek u innych ludzi. Ale gdzie w tym wszystkim miejsce na pasję, realizowanie zainteresowań i marzeń?

Oliwia jeździła konno od 8. roku życia, od początku wiedziała, że nie jest to tylko hobby, ale życiowa pasja. Szybko zaczęła rozwijać się w kierunku jeździectwa: startowała w zawodach, zrobiła kurs instruktora sportu, już jako nastolatka pracowała jako instruktor na obozach. — Na początku rodzice się cieszyli, bo była to moja pierwsza praca, gdy byłam na studiach, to wszyscy traktowali to jako dorobienie sobie kilku groszy.

Problem pojawił się, gdy zaczęłam planować swoją przyszłość z końmi — wyznaje Oliwia. Mimo jej ambitnego podejścia do tematu — sama odłożyła pieniądze na kurs fizjoterapii koni, kursy trenerskie i sędziowskie — jej rodzice nie byli zadowoleni z tych życiowych planów. — Słyszałam, że w tej pracy będę skazana na bycie pracownikiem sezonowym, nie utrzymam się na godnym poziomie i nie będę już w stanie pracować, gdy będę starsza — podkreśla. I dodaje, że "posłuchała głównie dlatego, by usamodzielnić się finansowo".

Lekceważenie, "zmarnowane lata"


— Najgorsze, że w rozmowach o moich jeździeckich sukcesach rodzice potrafili mówić "fajnie, że bawisz się w koniki". Lekceważyli moją pasję i nie wyobrażali sobie, że można z niej żyć — wyznaje Oliwia. Bolesny nie jest więc sam fakt, że rodzice starają się bardzo pragmatycznie podejść do tematu pracy, tylko to, że nie doceniają sukcesów dziecka i podważają jego szansę na rozwój w danym zawodzie.

Czy żałuje decyzji, którą podjęła? "Czasem tak, czasem nie". Teraz pracuje w redakcji — jest to, więc praca biurowa, pewna, "porządna" powiedzieliby jej rodzice. Najważniejsze jednak, że pisanie także było jednym z zainteresowań Oliwii. — Bardzo lubię swoją pracę, bo jednak daje mi jako takie poczucie stabilizacji, a i tak mogę oddawać się swojej pasji. Oliwia ma swojego konia i nadal nie wyobraża sobie życia bez jeździectwa. — Jednak czy kiedyś nie postanowię wrócić do realizacji swoich planów? Tego nie wiem — przyznaje.

I to jest chyba najlepsze podsumowanie.

Inna jest historia Rafała, który przez nakazy rodziców, jak sam mówi "zmarnował dwa lata życia". — Gdy myślę, o tym, jak żyłem przez dwa pierwsze lata studiów, to wiem, że byłem strasznym gburem dla moich znajomych z roku. Ale ja po prostu nie chciałem tam być — wyznaje. Rafał od zawsze marzył o aktorstwie, ale jego rodzice nie chcieli o tym słyszeć. — Chcieli, żebym miał jakiś pewny, porządny zawód. Może poza tym myśleli, że nie mam szansy na wybicie się? Nie wierzyli, że będę miał z tego pieniądze — dodaje.

Mężczyzna został zmuszony, żeby pójść na studia prawnicze. To miał być ten zawód, który zapewni mu sukces. Tylko że przez dwa pierwsze lata zajmował się głównie imprezami.— Może trochę chciałem zrobić rodzicom na złość, ale przede wszystkim ja nie umiałem robić czegoś, co mnie nie interesowało. Byłem w kompletnym dołku, te studia to była pomyłka, ja tam po prostu nie pasowałem — mówi. Rafał od początku przekonywał rodziców do pomysłu studiowania w szkole aktorskiej.

"Ojciec zagroził, że odetnie mnie od pieniędzy"


Rafał przyznaje, że nie miał szansy utrzymać się sam, studiując dziennie, więc "totalnie olał studia" i zaczął pracować... na budowie. To była kluczowa decyzja. Gdy odłożył pieniądze na zapas, rzucił prawo. I dostał się do szkoły aktorskiej za pierwszym razem!

— Nie chcę nawet myśleć, jak wyglądałoby moje życie, gdybym wtedy posłuchał rodziców — podsumowuje.

Rafałowi ryzyko wyszło na dobre, mimo że rodzice na pewno chcieli jego szczęścia czy dobrobytu to gdyby ich posłuchał, dzisiaj mógłby być naprawdę sfrustrowanym dorosłym. Oliwia posłuchała rodziców, według nich jeździectwo nie mogło stać się jej pełnoprawnym zajęciem, więc oddaje się mu po swojej redaktorskiej pracy. Nie wyklucza jednak, że to się zmieni. To jasne, że rodzice mają realny wpływ na przyszłość swoich dzieci, tylko jak poczuliby się, wiedząc, że z dobrej woli doprowadzili do tego, że ich dzieci nigdy nie spełniły swoich marzeń?