Niania czeka na rodziców swojego podopiecznego.
Kobieta ma problem z pracodawcami, którzy wykorzystują ją do darmowej opieki nad dzieckiem. fot. alvarog1970/123rf.com
Reklama.

Notorycznie zostaję na nadgodziny

Mam prośbę o wsparcie i radę, ponieważ od dłuższego czasu borykam się z problemem, który dotyczy mojej pracy jako niania. Może któraś czytelniczka ma podobnie albo jest rodzicem i może to mi wyjaśnić od tej drugiej strony. Chciałabym poruszyć temat, który może dotyczyć wielu osób w mojej branży, ale rzadko się o nim mówi. Chodzi o notoryczne spóźnianie się rodziców po skończeniu mojej pracy.

Oczywiście wiem, że nie wszyscy mają to pod kontrolą, czasami zdarzą się nieoczekiwane opóźnienia, korki na mieście czy jakieś awarie w firmach. Problem polega na tym, że spóźnienia te są częste, a w skali tygodnia sumują się do naprawdę wielu godzin. Zdaję sobie sprawę, że różnie w życiu bywa. Rodzice czasami muszą zostać dłużej w pracy, czy wpadną w inne, nieplanowane okoliczności. Takie sytuacje się zdarzają i je rozumiem.

Niemniej jednak w moim przypadku moi pracodawcy potrafią spóźniać się w ciągu tygodnia kilkukrotnie po 2-3 godziny i to zaczyna wykraczać poza zdrowy rozsądek. Oczywiście nikt mi za ten dodatkowy czas nie płaci, bo mamy ustalone godziny pracy i stałą pensję w stosunku do nich. Zawsze słyszę od nich przeprosiny i tłumaczenia, że coś się wydarzyło w pracy, że natrafili na korki albo że nie spodziewali się, że zostaną dłużej. Rozumiem to, ale po pewnym czasie zaczęło mnie to naprawdę wkurzać.

Chcesz podzielić się swoim zdaniem na temat rodzicielstwa? Napisz: mamadu@natemat.pl.

Jak zasugerować podwyżkę z powodu spóźnień?

Mam dość napięte dni, pracując jako niania. Kiedy kończę pracę, mam swoje zobowiązania, plany, czas na zakupy lub chwilę dla siebie i rodziny, ale niestety, nie zawsze mogę się zrelaksować albo cokolwiek zaplanować na późne popołudnie czy wieczór, bo czekam na rodziców chłopca, którym się zajmuję.

Te 2-3 godziny spóźnienia to nie tylko strata finansowa, ale w takich przypadkach nie mogę sobie też pozwolić na zaplanowanie innych zajęć. To zaczęło wpływać na moje życie prywatne. Mój narzeczony ciągle jest zły, że zostaję w pracy dłużej, a nie dostaję za to nawet złotówki więcej. Zazwyczaj są to nagłe sytuacje, wyjątkowe, więc moi pracodawcy raczej nie uwzględniają każdego pół godziny więcej, jakie spędzam z ich dzieckiem, a mnie jest trochę głupio otwarcie dać im znać, że to jest problem. Co gorsza, ani mama dziecka, ani tata nie proponują nigdy żadnego rozwiązania ani rekompensaty, co zaczyna być frustrujące.

Co mam w takiej sytuacji zrobić? Kiedy następnym razem zadzwonią, informując o spóźnieniu, przecież nie wyjdę z domu i nie zostawię dziecka samego. Chciałabym wiedzieć, jak inne opiekunki radzą sobie z podobnymi sytuacjami? Jakie są wasze doświadczenia w kwestii spóźniania się pracodawców? Jak zacząć rozmowę na temat podwyżki pensji o te kilka godzin w tygodniu, skoro to się nie dzieje tylko raz w miesiącu? Będę wdzięczna za każdą radę i opinię.

Czytaj także: