Wyciszajcie telefony, błagam! Dla was to żaden wysiłek, dla mnie ogromna ulga

Alicja Cembrowska
Gdy jakiś problem nas nie dotyczy, a dodatkowo nie potrafimy utożsamić się z przeżyciami i stanami innych, mamy tendencje do powtarzania jednego z najbardziej irytujących haseł: "Nie przesadzaj". To właśnie często słyszą osoby cierpiące z powodu mizofonii.
Ciągłe "pikanie" telefonu w pociągu, autobusie, tramwaju... Dla niektórych to bardzo uciążliwe Unsplash/Abbie Bernet
Dobra, przesadzasz!
Zdaję sobie sprawę, że ten tekst wiele osób skwituje właśnie tym hasłem. Bo dla wielu to przesadzanie i robienie z siebie pępka świata. To jednak nie do końca tak...

Mizofonia to wyjątkowa wrażliwość na niektóre dźwięki. Nikt oczywiście nie będzie oczekiwał, by nagle świat zamilkł, jednak jako osoba, która na co dzień przeżywa dźwiękowe katusze, zauważam, że wiele z nieprzyjemnych bodźców po prostu można by było wyłączyć – gdyby tylko osoby wokół zdawały sobie sprawę, że to, co dla nich jest normalne, dla innych stanowi źródło frustracji. Dobra. Mocniej – źródło szaleńczej furii.


– U badanych stwierdzono somatyczne reakcje na stres wywołany określonymi dźwiękami: przyspieszenie tętna i pracy serca, pocenie się. Rezonans magnetyczny wykazał reakcje mózgu, a konkretnie jego części odpowiedzialnych za emocje. U osób cierpiących na mizofonię zaobserwowano różnice w płacie czołowym między półkulami mózg względem mózgu osób niedotkniętych tą przypadłością. W mózgach tych badanych, u których stwierdzono mizofonię, występują różnice w reakcjach płata czołowego, w porównaniu ze "standardowym" mózgiem oraz zaburzenia połączeń między korą wyspy z hipokampem i jądrami migdałowatymi – czytamy w opisie zaburzenia na stronie medonet.pl.

Nadwrażliwość nie jest zatem "widzimisię" osób z tym zaburzeniem...

Mlaskanie, siorbanie, pikanie...
Pojęciu mizofonii towarzyszą najczęściej słowa takie jak: siorbanie, mlaskanie, przełykanie, chrapanie, głośne oddychanie, sapanie, pociąganie nosem. Mogą jednak do nich dochodzić te "mniej biologiczne": dźwięk telefonu czy klikanie klawiatury komputera. Jedyną metodą walki z pojawiającą się irytacją jest odcięcie od tych bodźców. Wyjście z pomieszczenia, użycie zatyczek czy słuchawek.

Nie mam i nie chcę mieć wpływu na to, jakie dźwięki wydają inni ludzie. To naturalne i nie oni są problemem, a mój mózg, który zbyt gwałtownie reaguje na otoczenie. Nie mam prawa wymagać, żeby ktoś "ciszej jadł". Jest jednak coś, na co osoby, które z mizofonią się nie zmagają, nie zwracają uwagi – dźwięki powiadomień, wiadomości i gier na telefonie. Powtarzające się, uporczywe, głośne...

Jedno kliknięcie i po problemie
Niejednokrotnie moja podróż z punktu A do punktu B się wydłuża, ponieważ muszę wysiąść z autobusu lub tramwaju na nie swoim przystanku. Nie jestem w stanie znieść sytuacji, gdy ktoś stoi obok mnie i co kilka sekund jego telefon wydaje dźwięki. Zdarza się, że nie mam przy sobie słuchawek, a nieraz po prostu uciążliwe "pikanie" i tak przebija się przez słuchaną akurat muzykę.

W komunikacji miejskiej ogólnie raczej wymagamy spokoju. Większość z nas denerwuje się na współpasażera, który głośno rozmawia, krzyczy czy włącza muzykę i za nic ma fakt, że nie jest sam. U mnie do takiego zestawu dochodzą te wszystkie króciutkie dźwięki, które towarzyszą np. odebranej wiadomości w komunikatorze.

Wpadam w rozpacz. Z jednej strony rozumiem, że nie każdy musi się na to irytować, z drugiej zastanawiam się, dlaczego ludzie nie korzystają z opcji wyciszania telefonu. Szczególnie gdy trzymają go w dłoni, wpatrują się w jego ekran i są "w trakcie rozmowy", więc mają pewność, że nic im nie umknie. Nie potrzebują dźwięku powiadomienia. Bo w danym momencie i tak wykorzystują zmysł wzroku.

Wyłączenie dźwięków na czas podróży nie jest wielkim wysiłkiem, a dla wielu osób jest po prostu ratunkiem przed atakiem wściekłości na "pikający" telefon obcego człowieka. Nie oczekuję odgórnego zakazu bądź masowej konfiskaty, a jedynie odrobinę empatii.