Reklama.
Żądasz rozwodu z niewychowanym gburem, który według ciebie nie zna podstawowych zasad kultury? Wściekasz się i masz dosyć? Przeczytaj koniecznie ten tekst: "Przez chrapanie i mlaskanie męża chciałam się rozwieść. Dopiero lekarz odkrył moją chorobę".
Może cię zainteresować także: Cierpisz często na dolegliwości bólowe? Może to być fibromialgia, jak u Lady Gaga
Przed ślubem oczywiście przeszkadzały mi pewne dźwięki, ale nie sądziłam, że będzie to miało wpływ na moje małżeństwo. Po ślubie zamieszkaliśmy razem i słodkie pochrapywanie przerodziło się w morderczą chęć uduszenia męża, a wspólne posiłki zawsze musiały odbywać się przy włączonym telewizorze. Miałam poczucie, że mam coraz mniej tolerancji dla takich dźwięków. Stałam się wiecznie rozdrażniona i naprawdę miałam dość mojego męża.
Byłam niewyspana, co też źle wpływało na mnie. Nieustanne zmęczenie i brak zrozumienia ze strony Artura postawiło mnie pod ścianą. Chciałam rozwodu. Gdy zaczęłam na ten temat rozmawiać z koleżanką, zapytała mnie, czy byłam u lekarza, bo słyszała ostatnio o pewnej chorobie, która związana jest z nadwrażliwością na dźwięki. Po wizycie u lekarza wiedziałam, że to może być właśnie to – mizofonia. Dolegliwość, która skutecznie rozwalała moje życie i o mało nie doprowadziła mnie do rozwodu.
Ja i moja mama cierpimy na mizofonię. Jedzenie jabłek u nas w domu to czynność zakazana, chyba że robi się to w innym pokoju. Tak samo innego rodzaju chrupanie i mlaskanie, najbardziej o zwracanie uwagi burzy się tata, który je wyjątkowo głośno. Dodatkowo jest taka prawidłowość, że im bliższa osoba wydaje tego typu odgłosy, tym bardziej jest to denerwujące. Był moment, że przez chrupanie właśnie moi rodzice niemalże wzięli rozwód, tak to działało na moją mamę, ale szybko się pogodzili. Każdy w mojej rodzinie wie o problemie moim i mamy, starają się zatem nie wchodzić nam w drogę.
Dziś nie wytrzymałam przy kolacji i wyprosiłam z salonu narzeczonego za głośne jedzenie ryby w panierce, problem w tym, że nawet odgłosy mojego własnego jedzenia działają mi na nerwy. Zdarza się, że nie jestem w stanie nic zjeść, gdy mam gorszy dzień. Zdarza się, że muszę wysiąść z autobusu, gdy ludzie zbyt głośno rozmawiają, kaszlą, jedzą.
Praktycznie nie jem w miejscach publicznych takich jak restauracje czy bary za dużo dźwięków. Mieszkam w centrum sporego miasta, są dni, że dźwięki dochodzące z ulicy doprowadzają mnie do białej gorączki.
A ja moją córkę upominałam nie mlaskaj nie siorb o mężu już nie wspomnę dochodziło do tego, że nie siadałam do obiadu lub kolacji, aby nie wszczynać awantury. Od dziś popracuję nad tym, nie mogę swojej rodzinie fundować wiecznie takiej traumy.