"Bo mamusia wszystko pod nos podstawiała". Pokolenie maminsynków to nie wina nadopiekuńczości

Katarzyna Chudzik
To, co wiemy intuicyjnie i na podstawie doświadczeń – że chłopcy, których rodzice rozstali się, lub pozostają ze sobą w złych relacjach, są ponadprzeciętnie przywiązani do matek – udowodniły teraz badania brytyjskich naukowców. Znane są już przyczyny... i nie jest to "wrodzona rycerskość" chłopca, ani nadopiekuńczość mamy.
Nie ma nic złego w byciu "maminsynkiem". Póki nie trwa to zbyt długo... Unsplash.com
Jak rozmawia się z synem?
Psycholożka Elian Fink z uniwersytetu Cambridge zbadała częstotliwość i długość kontaktów werbalnych rodziców (93 par) z 7-miesięcznymi dziećmi. Całodobowe badanie odbywało się za pomocą rejestratora dźwięku (analizującego m.in. liczbę wypowiedzianych słów, ale nie ich znaczenie) i było poprzedzone wywiadami środowiskowymi dot. jakości związku pary biorącej w nim udział.

Okazało się, że kobiety narzekające na kryzys małżeński chętniej rozmawiały ze swoimi synami, ale już nie córkami. Matki, które oceniały jakość swojego związku "nisko", używały 35 proc. więcej słów niż te, które określiły swój związek jako "przeciętny". Chłopców zagadywały aż 20 proc. częściej niż dziewczynki.


Okazuje się, że z ojcami wcale nie jest odwrotnie. Badanie wykazało, że panowie – niezależnie od jakości związku – rzadziej rozmawiają ze swoimi dziećmi.

Odbicie samej siebie
Autorzy badania opublikowanego w "Journal of Family Psychology" twierdzą, że kobiety, które nie odnajdują radości w kontakcie z "pierwszym mężczyzną swojego życia", szukają jej z tym drugim, czyli synem.

W ten sposób zmniejszają poczucie żalu wobec świata, co nie zrobienia jest w przypadku kontaktu z dziewczynką, w której odnajdują odbicie nie partnera, lecz samej siebie.
Źródło: Journal of Family Psychology