Zabandażowała piersi, żeby syn dał jej spokój. Dla niektórych matek ta metoda to wybawienie
Odstawianie dziecka od piersi to nie jest sytuacja, w której zawsze sprawdza się jeden polecany scenariusz. Zwłaszcza jeśli chodzi o dzieci starsze. Zdarza się, że zdesperowane mamy chwytają się najdziwniejszych sposobów, by raz na zawsze przestać karmić... Tak było w przypadku matki 2-letniego Leo.
Mojego synka Leo karmiłam piersią do 22. miesiąca. Uwielbiałam to i wiedziałam, że w ten sposób odbijam sobie to, że nie karmiłam pierwszego dziecka ze względu na problemy 'z zaopatrzeniem'. Byłam ogromnie wdzięczna, że moje drugie dziecko mogę karmić naturalnie bez kłopotu.
Można powiedzieć, że poszło nam nawet a dobrze – Leo zbliżał się do drugich urodzin i ani myślał odrzucać piersi. Kiedy wracaliśmy do domu ze żłobka, kładł swoje pulchne łapki na mojej twarzy i żądał 'cyca'. Gdybym mu odmówiła, musiałabym zmierzyć się z gigantyczną furią.
Z czasem zaczęło mnie to przerażać. Przez godzinę po wejściu do domu leżałam na kanapie z dzieckiem przy piersi. Obiad? Obowiązki domowe? Mogłam o tym zapomnieć. Rosła we mnie frustracja i potrzeba, żeby to zakończyć.
Jego prośby o 'dydusia' zaczęły mnie niecierpliwić, czasem wybuchałam złością, a potem tonęłam w wyrzutach sumienia. Karmienie piersią przestało być naszym wspólnym wyborem. Nadszedł czas, by pokazać Leo inne sposoby na bliskość.
Furie Leo nie przerażały mnie tak bardzo, jak noce. Kiedy synek budził się, przychodził do mojego łóżka i tak spaliśmy razem do rana. Chyba nie muszę dodawać, że karmienie było punktem obowiązkowym? Kiedy wyobraziłam sobie krzyki i płacze po nocach, wiedziałam, że muszę znaleźć jakieś sprytne rozwiązanie.
Nie wchodziło w grę stopniowe odstawianie. Leo jest niecierpliwy, zawsze stawia na swoim, to by się kończyło wiecznymi kłótniami. Jak zatem przedstawić dziecku tę sytuację, by ją zrozumiało?
W internecie znalazłam poradę, na którą pierwsza moją reakcją było przewrócenie oczami. Chodziło o zaklejenie brodawek plastrem lub obandażowanie piersi i udawanie przed dzieckiem choroby. Brzmiało to, jak szaleństwo, więc to zignorowałam i... po kilku tygodniach wróciłam do tego pomysłu zupełnie zrezygnowana.
W dniu, w którym pierwszy raz zakleiłam piersi plastrem, Leo nie tęsknił za piersią. Uznałam, że to dobrze. Dzień spędzaliśmy jak zwykle i kiedy mój chłopiec był spokojny i wyciszony, podniosłam bluzkę, pokazałam mu swój biust i powiedziałam, że niestety już dziś nie będzie karmienia, ponieważ jestem trochę chora.
Leo się rozpłakał i zaczął protestować, jednak dość szybko pozwolił się przytulić, a potem po prostu się uspokoił. Cała sytuacja trwała 15 minut.
W nocy obudził się dopiero 5.45, czyli nad ranem. Wtedy zawołał 'dydusia'. Wtedy przypomniałam mu, że 'mam gagę'. Popatrzył na plastry i więcej nie wrócił do tematu. Nie mogłam w to uwierzyć!
Przez następnych kilka tygodni Leo prosił o pierś częściej niż zwykle, około 10 razy dziennie. Za każdym razem pokazywałam synkowi bandaże lub plastry. Czasem musiałam się nieźle nagimnastykować, by nie rozbierać się np. w aucie na parkingu przed przedszkolem. To działało. Później wystarczyło subtelnie przypomnieć, jak jest, potwierdzić, że nic się nie zmieniło.
Z czasem zaczęłam też pytać, czy chce się przytulić, kiedy prosił o pierś. Zawsze odpowiadał, że tak. Wtedy siadaliśmy razem w objęciach i przytulaliśmy się tak długo, jak długo Leo tego potrzebował.
Największą i najbardziej pozytywną zmianą był rytuał zasypiania. Bez żadnego problemu zastąpiliśmy karmienie, pluszakami, kołysankami i czytankami, a potem w najsłodszym dziecięcym geście, Leo pchał swój policzek do mojego dekoltu, by położyć się na mojej nagiej skórze. I tak zasypiał. A co najlepsze – spał do rana. Pobudek było naprawdę niewiele. W końcu zaczęłam się wysypiać.
Dwa miesiące po moim eksperymencie z bandażem Leo już wcale nie prosi o karmienie. Jasne, czasem za tym tęsknię, ale przede wszystkim czuję ulgę”.
Źródło: Today's Parent