"Zabieram dzieci na wakacje co rok w to samo miejsce. Kiedyś mi za to podziękują"

Ewa Bukowiecka-Janik
Jedni podróżują, inni mają prawdziwe wakacje – usłyszałam niedawno od koleżanki, którą zagaiłam o plany na lato. Jej dzieci we wakacje ósmy rok z rzędu pojadą w to samo miejsce. Nuda? Zdecydowanie nie! Zdaniem wielu to gwarancja najlepszych wspomnień.
Wakacje co rok w tym samym miejscu? Dzieci ci za to podziękują fot. pixabay
Moi rodzice na wakacje zabierali mnie i mojego brata w różne miejsca, wysyłali nas na obozy, dwa razy wybraliśmy się też na prawdziwy eurotrip, innym razem w dwa tygodnie objechaliśmy z namiotem całe polskie wybrzeże Bałtyku. Ale żadne z tych miejsc dziś nie wywołuje we mnie takich emocji jak pewna wioska oddalona 70 km od mojego domu rodzinnego.

Jeździliśmy tam przez 11 lat z rzędu. Potem moi rodzice jeździli tam sami, a ja ze znajomymi pod namiot. Przez następne lata mojego dorosłego już życia nie wyobrażałam sobie nie spędzić tam latem chociaż jednego weekendu. Nie dlatego, że to miejsce z niezwykłymi atrakcjami. To zwykła wieś nad jeziorem w środku Wielkopolski.


Jedyny ośrodek dla turystów pamięta głęboki PRL. Reszta terenu wokół jeziora to dzicz, a w tej dziczy magiczna kraina mojego dzieciństwa.

Wiem, gdzie pośrodku iglastego lasu rosną dzikie drzewa wiśniowe, wiem, gdzie chodzi się na najlepszą pigwę. Z zamkniętymi oczami trafię nad jezioro z każdego zakątka lasu. Znam dzikie plaże i skróty do nich. Wiem, jak dotrzeć na piaszczyste zbocze, z którego widać całe jezioro. Wiem, gdzie jest górka, z której można po trawie doturlać się prosto do wody.

Tutaj nauczyłam się jeździć na rowerze, pływać, wchodzić na drzewa, budować szałas i pułapki na koty. Tutaj naszego kota regularnie goniły krowy po polu, tu pływałam w deszczu, chodziliśmy nad jezioro w piżamach i smarowaliśmy się węglem z ogniska, by straszyć rodziców w nocy. Stamtąd do dziś mam blizny po różnych wypadkach.

Woda i powietrze tutaj do dzisiaj pachną tak samo. Wciąż działa jedyna w dziczy budka z lodami i frytkami. Jeden z dwóch gospodarzy, którzy mieszkają nad jeziorem, wciąż rozwozi wczasowiczom ziemniaki, podjeżdżając pod domki autem z przyczepką.

Żadne miejsce na ziemi nie budzi we mnie tyle sentymentu i radości, co ta nieznana, zwykła, zapomniana wioska. Nie zamieniłbym tego na żadną podróż w świat.

Jedyne takie miejsce na Ziemi
Choć zdaję sobie sprawę, że moja perspektywa to kwestia cudownych wspomnień i tego, co się na tych wakacjach działo, to rozumiem moją znajomą i jej dzieci. To one ciągną, by po raz kolejny odwiedzić babcię we Włoszech. Babcia nie mieszka w kurorcie, ale blisko morza. Dzieci mojej znajomej mają tam raj i „prawdziwe wakacje”. Beztroskie, bo są tam – tak, jak ja nad opisanym jeziorem – u siebie.

Taki sposób spędzania wakacji ma wiele rodzin. - Chciałabym pojechać gdzieś indziej, ale nie odmówię dzieciom tej frajdy. Co rok jeździmy na Kaszuby do ośrodka, gdzie spotykamy się w kilka rodzin. Poznaliśmy się tam na wakacjach wiele lat temu i tak zostało – opowiada Michalina, mama dwóch córek w wieku 12 i 16 lat.

- Uważam, że to super. W to miejsce jeździł mój mąż z rodzicami i ich znajomymi, teraz jeżdżą nasze dzieci i my, a nasi znajomi z dzieciństwa przywożą swoje dzieci. Co roku spotykamy się tam całą ekipą. Są z całej Polski, więc widzimy się tylko tam. Wspólne wakacje od trzech pokoleń – opisuje Michalina.

To miejsce na Kaszubach jest odcięte od cywilizacji, środek lasu, jezioro z pierwszym stopniem czystości. Czyli tak, jak nad „moim jeziorem”. - Miejsce idealne od totalnego resetu i odpoczynku, a dla dzieci do kreatywnego spędzania czasu bez telefonu. Uważam, że to rewelacja. To miejsce łączy ludzi – dodaje Michalina.

Inni pamiętają takie wakacje u babci na wsi. Ten sam sentyment, ten sam sposób spędzania czasu – na wolności, u siebie, z kuzynostwem i sąsiadami. - Dom mojej babci to jedyne miejsce na Ziemi, które działa na mnie tak relaksująco i łagodząco, wizyta tam jest jak lek na moje problemy dziś, problemy dorosłej osoby. Choć wiele podróżowałam jako dziecko, to bez dwóch tygodni u babci nie było wakacji. To był taki czas, za którym się tęskni – mówi Magda.

Dlatego zazdroszczę każdemu, kto znalazł takie miejsce dla swoich dzieci w dzisiejszych czasach. Bo nie jest to łatwe – kurorty zmieniają się nie do poznania, często kosztem tego magicznego klimatu. Ja, mój i mąż i nasz synek mamy swoją dziką miejscówkę nad morzem, którą odwiedzimy w tym roku po raz trzeci. Trzymamy kciuki, by na zawsze pozostała taka sama, a miłość do tego miejsca nigdy naszemu chłopcu nie minęła.

Jeśli macie takie miejsce, olejcie all inclusive! Dzieci wam za to podziękują.