Już nie wychowujemy, a trenujemy. Ofiary treningów będą leczyć się w szpitalach psychiatrycznych

Redakcja MamaDu
A wy jeszcze w pieluszkach? Mój już sam zasypia! Kiedy zabieracie smoka? – która z mam tego nie zna... Z jednej strony nas to męczy, z drugiej wchodzimy w te schematy, dając się przekonać, że "grunt to nie dać sobie wejść na głowę". Bzdury! Dlatego powstała akcja "Stop trenowaniu dzieci".
"Stop trenowaniu dzieci" to akcja, która uczy rodziców, że zamiast trenować, warto słuchać własnych dzieci fot. 123rf
Rodzice chcą dla swoich dzieci jak najlepiej. Często wydaje nam się, że jeśli pomożemy dzieciom jak najszybciej uzyskać samodzielność, zrobimy im przysługę. Tymczasem okazuje się, że jest odwrotnie. Często zamiast pomagać, robimy im krzywdę, bo zamiast wychowywać... trenujemy.

Taki duży ze smoczkiem? Wstyd!
Mój syn, kiedy miał dwa lata wciąż spał ze smoczkiem. Pamiętam, że wtedy wiele znajomych mam pytało mnie, jak zamierzam rozwiązać ten "problem". Przyznam, że trudno było mi reagować adekwatnie do pytania, bo ja problemu nie dostrzegałam. Ale kiedy już temat smoczka się pojawiał, miałam okazję wysłuchiwać mrożących krew w żyłach opowieści.


Jedna ze znajomych uznała, że idealnym momentem na pozbycie się smoczka jest przedszkolna adaptacja. No bo jak zmiana to zmiana, przedszkolaki ze smoczkami nie śpią. Zaczęło się od regularnych histerii, skończyło na nocnym moczeniu – tak uparta była mama małej Hani. W końcu pediatra poradziła, by smoczka dziewczynce oddać, bo z pęcherzem wszystko w porządku (rodzice dziewczynki nie wpadli na to, że rozstanie ze smoczkiem może być aż taki powodem do stresu).

Inna znajoma odbierała rocznej córce smoczka tuż po zaśnięciu. Dziecko płakało, budziło się, ale ona zaobserwowała, że kiedy mała jest rozespana i zmęczona, łatwiej ją w tym szlochu skutecznie ululać. I tak fundowała dziewczynce drzemki przerywane tęsknotą za smoczkiem, aż mała rzeczywiście o nim zapomniała.

Brzmi jak terror, prawda? Niestety podobnych scenariuszy jest cała masa, a analogicznych jeszcze więcej i dotyczą niemal każdej dziedziny życia małego dziecka. Karmienie ("jemy punktualnie co trzy godziny"), zasypianie ("mój ma tylko 4 miesiące, a już zasypia sam!"), czy odpieluchowanie to początek długiej listy. Podobne wnioski wyciągają autorzy akcji "Stop trenowaniu dzieci", która ruszyła pod szyldem portalu "Dzieci są ważne".
Na czym polega trenowanie dzieci?
W skrócie: podejście do rodzicielstwa oparte nie na słuchaniu potrzeb dziecka, lecz egzekwowaniu od niego konkretnych umiejętności na kolejnych etapach rozwoju to trening, nie wychowanie. Trudno znaleźć rodziców, którzy się sprzeciwią powyższemu stwierdzeniu, czytając je na chłodno.

Jednocześnie po tym, jak akcja "Stop trenowaniu dzieci" zadebiutowała w internecie, okazało się, że masa rodziców na liście treningów, które każde dziecko musi zaliczyć, widzi swój plan rodzicielski i nie ma pojęcia, co złego jest w szukaniu odpowiednich metod choćby na pozbycie się smoczka.

- Trening odsmoczkowania jest niechlubnym przykładem uciekania się do przemocowych metod bez zrozumienia potrzeb dziecka, które za tym smoczkiem "stoją" – mówi w rozmowie z MamaDu Agnieszka Nuckowska, redaktorka naczelna portalu "Dzieci są ważne".

- U podstaw samej idei trenowania dzieci leży postrzeganie dziecka, nie jako podmiotu rozwoju, ale przedmiotu różnych działań wychowawczych, które mają na celu uformować je, urobić do oczekiwanego człowieczego kształtu. Tymczasem to przedmiotowe podejście jest dla dzieci krzywdzące — ignoruje adekwatne do wieku możliwości rozwojowe dziecka, ignoruje jego podstawowe potrzeby, ignoruje naturalne kompetencje dzieci – wyjaśnia Agnieszka Nukowska.

Co kieruje rodzicami, którzy zamiast dać dziecku czas, postanawiają wymusić na nim zmiany? Niestety i tym razem "dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane"

Nie daj sobie wejść na głowę!
- Wyobrażam sobie, że rodzice decydują się na trenowanie dzieci z różnych przyczyn: z przekonania, że taka jest słuszna droga wychowania, że w ten sposób przygotowują dziecko do samodzielności i szeroko rozumianego "poradzenia sobie w życiu". Czasem może to wynikać z niewiedzy i nieświadomości potrzeb dziecka na kolejnych etapach rozwojowych. Czasem z presji otoczenia, np. rodziny, która służy dobrymi radami – komentuje Agnieszka Nuckowska.

"Najważniejsze to nie dać sobie wejść na głowę" jest jedną z nich. W komentarzach w sieci pojawiło się sporo opinii, że w Polsce dziecko, którym można się pochwali, jest samodzielne i wyprzedza rówieśników. "Mój już sam je łyżką/zasypia/woła siku" to klasyka rozmów między rodzicami.

Co więcej, nie chodzi tylko o samo podejście rodziców, ale również o fakt, że chcąc trenować dzieci, znajdziemy masę polecanych metod. - Trening zasypiania metodą "cry it out" jest sztandarowym przykładem trenowania dzieci – mówi Agnieszka Nuckowska. Dla przypomnienia – chodzi o zostawienie dziecka samego na czas zasypiania, nawet jeśli płacze. Idea jest taka, że płakanie w samotności uczy samosupokojenia.

Inne, bardziej subtelne, to np. trening kocykowy – zostawiamy dziecko samo, by nauczyło się spędzać czas we własnym towarzystwie. – Tymczasem np. dla rocznego dziecka samotna zabawa na wydzielonej przestrzeni przez godzinę jest ponad jego możliwości. Płacząc, hałasując, wyrzucając z kojca zabawki, komunikuje potrzebę kontaktu i interakcji — jeśli ten komunikat ignorujemy, a jeszcze ignorujemy w przeświadczeniu, że "nie możemy być na każde skinienie dziecka, bo się do tego przyzwyczai i wtedy to już nic nie będę w stanie zrobić" to jest to trening – tłumaczy Agnieszka Nuckowska.

Wiele kontrowersji wzbudza też kwestia odpieluchowania. Bo rzeczywiście maluchów, które nie mogą rozstać się z pieluchą, jest wiele, a przedszkola często wymagają od rodziców, by nie przyprowadzały maluchów, które nie potrafią załatwić się na nocnik. Jednak jest spora różnica między "treningiem czystości" a zaznajomieniem dziecka z możliwością załatwiania się inaczej niż w pieluchę.

- Jeśli nawet 3-letnie dziecko ewidentnie nie kontroluje zwieraczy, a my i tak siłą, lub przekupstwem sadzamy je na nocnik, a do tego obiecujemy nagrodę za siusiu, i robimy tak dzień po dniu, to jest trening – mówi Anieszka Nuckowska.

W takich sytuacjach rodzice żądają konkretów – czyli jakie odpieluchowanie to dobre odpieluchowanie? No cóż, niestety nie ma magicznego triku, jednej odpowiedzi. Chodzi o to, by obserwować dziecko i spróbować zrozumieć, dlaczego nie chce załatwiać się inaczej niż w pieluchę. Odpowiedzi będzie tyle, co dzieciaków. Na tym m.in. polega trud bycia rodzicem.

Złoty środek
Zamiast słuchać dobrych rad i czytać poradniki – słuchaj swojego dziecka. Nie porównuj do innych dzieci, nie szykuj jak do bitwy. Rodzice wpadają ze skrajności w skrajność. W dyskusji o trenowaniu dzieci widać to jak na dłoni.

Sprzeciw wobec treningowi odpieluchowania rozumiany jako przyzwolenie na noszenie pieluchy do zerówki. Trening karmienia jako podawanie obiadu codziennie o tej samej porze. I tak dalej. Tymczasem według twórców akcji, mądre rodzicielstwo zawsze jest pośrodku.
- Rezygnacja z trenowania, rezygnacja z wychowania przemocowego nie jest wychowaniem bezstresowym, jak niektórzy mylnie mogą to rozumieć. Nie chodzi o niereagowanie na potrzeby dziecka w ogóle, ale na reagowanie adekwatne – tłumaczy Agnieszka Nuckowska.

Jak wiadomo, w Polsce wciąż połowa rodziców akceptuje klapsy, jedna czwarta nie widzi nic złego w spuszczeniu dziecku lania, a 20 proc. nie wie, że bicie dzieci to przestępstwo. "Stop trenowaniu dzieci" ma szansę uświadomić rodzicom, że przemoc nie kończy się tylko siniakiem.