ciężąrna kobieta z dzieckiem na rękach na zakupach
Rodzice i kobiety w ciąży w przestrzeni publicznej spotykają się z niechęcią. fot. reeldealhd/storyblocks.com

W przestrzeni publicznej często obrywa się rodzicom, a kobietom ciężanym odmawia się podstawowych praw. W kraju, który alarmuje o kryzysie demograficznym, kobiety w ciąży spotykają się z brakiem empatii w kolejkach, restauracjach i komunikacji publicznej. Ta sprzeczność pokazuje, dlaczego same apele o wyższą dzietność nie wystarczą.

REKLAMA

"Ciężarnym nie należy się szybsze obsłużenie"

Od jakiegoś czasu w naszym kraju w debacie publicznej głośno mówi się o alarmująco niskiej dzietności. Prezydent stworzył nawet specjalną Radę ds. Rodziny i Demografii, a demografowie alarmują, że niedługo będziemy mieli problemy z gospodarką, bo nasze społeczeństwo się starzeje.

Z drugiej jednak strony w społeczeństwie życzliwość jest na poziomie ujemnym. Miejsc w kolejkach kobietom w ciąży się nie ustepuje, a rodziców w restaruacjach i innych przestrzeniach publicznych się hejtuje.

Ostatnio trafiłam na Threads na wpis, w którym autorka również zauważa ten problem: "Ej, powiedzcie mi, jak to jest w końcu z tymi kobietami w ciąży. Jak już spotykacie gdzieś kobietę w ciąży (lekarz, sklep, apteka, komunikacja m.), to jest wielki problem, jak ktoś ją wywołuje z kolejki i komentarze o tym, że ciąża nie choroba; trzeba było nóg nie rozkładać i tak dalej. To w końcu się zdecyduj, bo w jednym momencie biadolisz, że demografia spada, że wolą żyć wygodnie bez dzieci, a w drugim momencie plujesz na taką kobietę jadem" – napisała użytkowniczka o nicku dobrochowska_kk.

Kobieta trafnie zauważyła, że kiedy jest taka społeczna narracja, że "kto ci kazał rozkładać nogi" i że zamiast ustępować miejsca w kolejce to wolimy udawać niewidzących, to młode kobiety czują niechęć i lęk przed macierzyństwem.

Chcecie wyższej dzietności? Zadbajcie o życzliwość

W sumie w ogóle młodzi ludzie, widząc takie reakcje społeczne, mogą mieć obraz rodzicielstwa jako stygmatyzujący i wyzwalający w otoczeniu brak życzliwości. To napięcie między wielkimi hasłami o "ratowaniu demografii" a codziennym doświadczeniem zwykłych ludzi jest uderzające.

Bo dzietności nie podnosi się konferencjami, radami i raportami, tylko realnym poczuciem bezpieczeństwa i wsparcia. Tymczasem w praktyce kobieta w ciąży czy rodzic z małym dzieckiem bardzo często słyszy, że przeszkadza, zajmuje za dużo miejsca, powinien "lepiej zorganizować sobie życie".

Państwo apeluje do młodych, by zakładali rodziny. Społeczeństwo w tym czasie daje sygnał, że najlepiej "nie tutaj, nie teraz", bo dzieci są uciążliwe i głośne, a rodzice roszczeniowi. Jeśli naprawdę zależy nam na przyszłości, to powinniśmy zacząć od podstawowej empatii.

Od ustąpienia miejsca, od zrozumienia w kolejce, od powstrzymania się od jadowitego komentarza. Jeśli ta codzienność jest jest dla rodziców trudna, oceniająca i upokarzająca, to żadne demograficzne strategie nie zadziałają. Bez życzliwości nie ma wspólnoty, a bez wspólnoty nie będzie też przyszłych pokoleń.

Czytaj także: