
Nauczyciele nie otrzymają wynagrodzenia za kilkudniowe wycieczki, mimo że podczas takich wyjazdów sprawują całodobową opiekę nad uczniami. Decyzja MEN wywołała oburzenie pedagogów. Nauczyciele podkreślają, że odpowiedzialność, jaką ponoszą, nie kończy się po "godzinach tablicowych", a politycy ignorują realia ich pracy.
MEN nie zapłaci nauczycielom za kilkudniowe wycieczki
W środowisku nauczycielskim wciąż wrze z powodu braku płac za szkolne wycieczki. Od września 2025 wciąż trwają rozmowy o tym, jak płacić pedagogom za dodatkowe godziny ponadwymiarowe oraz właśnie szkolne wycieczki. Obecnie sytuacja wygląda tak, że pedagodzy w dniu wycieczki mają płacone tylko za liczbę godzin tzw. tablicowych, które normalnie tego dnia by odbyli.
Dodatkowo otrzymają wynagrodzenie za godziny ponadwymiarowe, jeśli tego dnia mieli takie do zrealizowania, ale nie odbyły się one z racji ich zobowiązania jako opiekunów na szkolnych wycieczkach.
Teraz pedagodzy bojkotują decyzję MEN o braku pensji za dodatkowe godziny spędzone na wyjeździe z uczniami. Wielu w ogóle rezygnuje z organizowania i uczestnictwa w wyjazdach. Teraz na temat płac za wycieczki kilkudniowe wypowiedział się Henryk Kiepura, sekretarz stanu w Ministerstwie Edukacji narodowej.
Który powiedział, że "nie możemy przyjąć, że godziną nadliczbową jest każda godzina przebywania nauczyciela na wycieczce. Trzydniowa wycieczka to w ciągu tych trzech dni byłoby 72 godziny czy podobna liczba".
Jego słowa zdenerwowały nauczycieli. Przyznali, że na wycieczce kilkudniowej ich odpowiedzialność za uczniów i opieka nad nimi jest całodobowa. Byłoby więc fair, gdyby za cały ten czas dostali jakieś wynagrodzenie.
Bardzo trafie napisała o tym na swoim facebookowym profilu Anna Bolechowska, twórczyni cyfrowa, aktywistka związana ze środowiskiem nauczycielskim oraz nauczycielka języka polskiego w szkole średniej.
Dodaje również, że każdy, kto był na szkolnej wycieczce kilkudniowej, wie doskonale, że to ogromna odpowiedzialność spoczywająca na nauczycielu właśnie przez całą dobę – także w nocy, jeśli uczniowie nie mogą spać, rozrabiają, mają problemy zdrowotne itp.
Politycy są oderwani od szkolnych realiów
Kobieta przyznaje, że pewnie polityk zupełnie tego tak nie widzi, bo jego praca polega na czym innym i on nie czuje odpowiedzialności nawet wtedy, kiedy faktycznie wypełnia obowiązki poselskie. Jej wypowiedź jest sarkastyczna, nieco żartobliwa, ale prawda jest taka, że ton wypowiedzi jest niezwykle gorzki.
Bo to kolejny raz, kiedy oficjalnie mówi się o prestiżu zawodu, jego ogromnej wadze dla społeczeństwa, przywróceniu szacunku dla nauczycieli. A po chwili politycy odmawiają pedagogom godnych pensji za czas, który faktycznie spędzili na pracy i nosili na sobie ciężar odpowiedzialności za – bądź co bądź – nieswoje dzieci.
Bolechowska swój wpis kończy słowami: "I bardzo proszę, uprzejmie i z uśmiechem od ucha do ucha: wskażcie mi, moi drodzy decydenci, tę jedną, jedyną minutę mojej NIE-pracy. [...] Wtedy naprawdę odłożę telefon, na który co chwilę dzwonią rodzice. I przestanę myśleć o tym, żeby wszyscy byli cali, zdrowi, najedzeni, uczesani, ubrani stosownie do pogody i bezpieczni. A ja w zamian pokażę wam jedną, jedyną minutę, w której ministerstwo naprawdę rozumie, czym jest obiecany nauczycielom prestiż i szacunek".
Cała ta sytuacja po raz kolejny pokazuje przepaść między deklaracjami a rzeczywistością. Z jednej strony słyszymy o budowaniu prestiżu zawodu, o trosce o edukację i o docenianiu ciężkiej pracy pedagogów. Z drugiej – gdy przychodzi do konkretów, takich jak wynagrodzenie za realnie wykonywane obowiązki i odpowiedzialność, nauczyciele zostają z pustymi rękami.
Trudno się dziwić, że wielu z nich rezygnuje z wycieczek, które – choć ważne i rozwijające dla uczniów – stają się dla nauczycieli kolejnym obciążeniem bez uczciwego ekwiwalentu. Jeśli MEN chce odbudować zaufanie i poczucie wartości w tym zawodzie, musi zacząć traktować nauczycieli jak profesjonalistów, których czas i odpowiedzialność mają konkretną, policzalną wartość, za którą się płaci pieniądze.
