Szkolna wycieczka w Warszawie.
Nauczyciele uważają, że za wycieczki szkolne powinni dostawać dodatek do pensji. fot. Marek BAZAK/East News
Reklama.

Wycieczki są pełne zaskoczeń

Od lat słyszę, że wycieczki szkolne to dla nauczycieli "przyjemność", "wakacje" i "odpoczynek od tablicy". Niech więc pani minister, która nadal nie wie, jak rozliczyć moją pracę na wyjazdach, sama wybierze się na taką "przyjemność". Wtedy przez trzy dni będzie pilnowała zgrai nastolatków, którzy właśnie poczuli smak wolności poza murami szkoły. Niech poczuje ten stres, kiedy jeden się zgubi, drugi złamie rękę, a trzeci postanowi bez informowania opiekuna pójść do sklepu po chipsy. Może wtedy przestanie się dziwić, że domagamy się uczciwego wynagrodzenia za tę harówkę.

Odpowiedzialność za dzieci w szkole to jedno. Mamy swoją salę, swoje zasady, dzwonek kończy lekcję. Ale wycieczka? To 24-godzinna gotowość bojowa. Nie możemy spuścić dzieci z oka nawet na chwilę, bo każdy moment nieuwagi może skończyć się tragedią. A starsi uczniowie, zwłaszcza siódmo- i ósmoklasiści? To już nie tylko pilnowanie, żeby nie wbiegli pod samochód, ale ciągła walka z ich pomysłami na "dorosłe przygody".

I niech nikt mi nie mówi, że przesadzam – każdy nauczyciel, który choć raz był opiekunem na wycieczce, wie, że wieczory i noce na kilkudniowych wyjazdach to prawdziwy horror. Zasypiasz na pięć minut, a w tym czasie ktoś wyskakuje przez okno do dziewczyn z sąsiedniego pokoju. Albo wyciąga alkohol, który "dziwnym trafem" znalazł się w jego plecaku. A mówimy o uczniach, którzy nie są pełnoletni.

Za takie "atrakcje" powinna być premia w pensji

I to wszystko za darmo? Tak, bo przecież to część naszej pracy. A ja pytam – czy każdy inny pracownik w Polsce, który wykonuje obowiązki wykraczające poza standardowe godziny, robi to za darmo? Lekarz na dyżurze ma płatne nadgodziny. Policjant na dodatkowej służbie i dyżurach dostaje wynagrodzenie. A nauczyciel? Nauczyciel ma się cieszyć, że w ogóle ma pracę.

Minister Nowacka mówi o liczeniu godzin innych niż te tablicowe. A może by tak policzyć poziom stresu, zmęczenia i odpowiedzialności? Może by tak, zamiast jałowych debat przyznać, że wycieczki to nie darmowy wyjazd, na którym się relaksuję, ale ciężka praca, wymagająca pełnego poświęcenia i nierzadko rezygnacji z własnego życia rodzinnego?

Bo, podczas gdy inni po pracy wracają do domu, ja śpię w obcym hotelu, nasłuchując, czy w pokoju obok nie ma podejrzanych hałasów. I robię to dlatego, że chcę, by moi uczniowie mieli fajne wspomnienia. Ale niech mi nikt nie mówi, że robię to z czystej miłości do zawodu i że nie mam prawa żądać godnej zapłaty.

Jeśli ktoś chce jeździć na wycieczki z entuzjazmem i uważa to za relaks – świetnie, niech jedzie i niech dostaje podwójną premię za swoje poświęcenie. Ale ja i wielu moich kolegów oraz koleżanek mamy dość traktowania nas jak darmowej opieki na całodobowych dyżurach. Bo dopóki nikt nie odważy się powiedzieć wprost, że to praca jak każda inna, dopóty będziemy wciąż słyszeć, że "to tylko wycieczka".

Podziel się swoim zdaniem na temat wycieczek szkolnych. Napisz: martyna.pstrag-jaworska@mamadu.pl lub: mamadu@natemat.pl.
Czytaj także: