mama razem z dziećmi robi gwiazdkowe ozdoby
Przygotowania do świąt powinny być rodzinne. fot. HQFilmGarage/storyblocks.com

W tym roku część rodziców po raz pierwszy spędzi Wigilię bez konieczności brania urlopu czy zostawiania dzieci w przedszkolnych dyżurach. To koniec możliwości zostawiania dziecka w przedszkolu, bo ktoś chce w spokoju przygotować świąteczną kolację. Ta zmiana zmusza rodziców do postawienia sobie pytania o to, po co im dzieci, jeśli w Wigilię oddają je do placówki.

REKLAMA

Rodzice w Wigilię nie będą pracowali

Do tego roku Wigilia zawsze była dniem pracującym. Rodzice mogli oddawać dzieci na dyżury w przedszkolu, ale wiele placówek pracowało w ograniczonym trybie godzinowym i zmniejszą liczba personelu. Często jednak z tego przywileju korzystali rodzice, którzy go nie potrzebowali z racji pracy zawodowej.

Na grupach rodzicielskich oraz pod naszymi postami na Facebooku wypowiadali się zarówno rodzice, jak i nauczycielki przedszkolne. Większość pisała wprost, że otwarte przedszkole w Wigilię to dla niektórych po prostu sposób na pozbycie się dzieci z domu, żeby w spokoju przygotować kolację.

Jako mama – w tym także przedszkolaka – nie wyobrażam sobie, by w tak wyjątkowy dzień zaprowadzić dziecko do placówki tylko dlatego, żeby "nie plątało się pod nogami". Gdzie w tym wszystkim wspólne przeżywanie świąt? Gdzie rodzinne przygotowania, cierpliwość i rozmowy z dziećmi o tym, dlaczego ten dzień jest ważny i jakie ma tradycje?

Ta krzątanina, lista spraw do załatwienia, lekkie zamieszanie – to również element rodzinnego świętowania. Wykluczenie z tego dzieci jest po prostu okrutne. To traktowanie ich tak, jakby nie były pełnoprawnymi członkami rodziny, tylko kimś, kto przeszkadza w odhaczaniu kolejnych obowiązków.

I tu właśnie pojawia się sedno problemu, o którym rzadko mówi się głośno: kiedy dziecko zaczyna być dla dorosłych przeszkodą, to znak, że tak naprawdę nie chodzi o dziecko, lecz o dorosłych. O ich potrzebę kontroli, perfekcjonizmu, świętego spokoju. Może właśnie dlatego część rodziców tak chętnie oddawała dzieci na dyżur w Wigilię – bo łatwiej przygotować idealny stół niż przeżyć nieidealny, ale prawdziwy dzień z własną rodziną.

Nie chcę oczywiście generalizować. Zdarzają się sytuacje wyjątkowe, nagłe, trudne – wtedy dyżur w przedszkolu rzeczywiście bywał wybawieniem. Ale prawdą jest też to, że w zeszłym roku dostałam wiele wiadomości od nauczycielek, które przyznawały, że najwięcej czasu spędzały w Wigilię te dzieci, których rodzice... mieli wolne. Sami w drzwiach przedszkola mówili: "Na kolację już wszystko mamy przygotowane".

Dziecko nie jest przeszkodą w świętach!

I gdy o tym myślę, mam wrażenie, że ta nowa ustawa o wolnej Wigilii paradoksalnie może wyjść nam na dobre – właśnie dlatego, że odbiera pewną wygodną furtkę. Zmusza nas, trochę brutalnie, do konfrontacji z tym, czym te święta mają być naprawdę.

W Wigilię nikt nie powinien biegać po supermarketach, zmuszając kasjerki do pracy do 14:00. Nikt nie powinien oddawać dzieci do przedszkola tylko po to, by w spokoju nakryć do stołu. Czy naprawdę chcemy, żeby nasze dzieci wspominały grudzień słowami: "Mama oddała mnie do przedszkola, bo przeszkadzałem w rozkładaniu talerzy i sztućców"?

Dzieci uczą się, jak powinny wyglądać święta, z tego, co widzą w swoim domu – z zachowania mamy i taty. To, że powierzamy im drobne zadania: przyniesienie serwetek, ułożenie pierników na talerzu, wybranie bombki na choinkę, sprawia, że czują się częścią czegoś ważnego. A gdy odbieramy im ten dzień, w imię perfekcyjnie usmażonych pierogów, wysyłamy sygnał, że nie są potrzebne.

Dlatego, choć decyzję o dniu wolnym w Wigilię można oceniać różnie, jedno jest pewne: to szansa, by wreszcie zwolnić i naprawdę pobyć razem. Bez pośpiechu i bez nerwów. Bez list zadań ważniejszych niż ludzie, z którymi siadamy do stołu.

Czytaj także: