Organizacja klasowej wigilii na wielu poziomach budzi w rodzicach emocje. Czasami rozgrywają się awantury o przynoszenie potraw, innym razem o śpiewanie kolęd czy organizację jasełek. Przeczytajcie opowieść czytelniczki, którą oburzyło to, że szkoła narzuca uczniom jedną z wigilijnych tradycji.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Moja córka chodzi do 5 klasy szkoły podstawowej w dużej państwowej szkole. Ma dość zgraną paczkę, wszelkie organizowanie atrakcji, wycieczek i spotkań zawsze odbywało się raczej bezproblemowo. Być może wynika to z tego, że mieszkamy w mniejszym mieście, gdzie większość rodziców zna się nawzajem i potrafi współpracować. Nigdy nie zauważyłam, żebyśmy mieli problem z kompromisami dotyczącymi składek na prezenty dla nauczycieli albo organizacji wycieczki dla naszych pociech" – zaczyna swój list mama uczennicy.
"Może to też kwestia tego, że od 1 klasy Zuzia ma tę samą klasę, nie zmieniają się jej rówieśnicy, więc i z rodzicami mieliśmy czas na poznanie się. Teraz jednak okazało się, że mimo zgrania dzieci i rodziców, to szkoła 'robi pod górkę'. W przyszłym tygodniu w klasie córki organizowana jest wigilia klasowa. Co roku ta tradycja była w szkole obecna, ale zawsze było to raczej luźne spotkanie, które miało na celu integrację klasy, spędzenie wspólnego czasu na jedzeniu i rozmowach".
Dzielenie się opłatkiem
Kobieta opowiada, że w tym roku szkoła wymusza bardziej religijne obchodzenie wigilii przez uczniów: "W tym roku szkoła w kwestii wigilii klasowych narzuciła kilka rzeczy, które wg mnie są nieco krzywdzące. Rozumiem, że sama tradycja Wigilii jest związana z chrześcijaństwem, ale w dzisiejszych czasach coraz mniej jest wyznawców tej religii. Mimo tego wszyscy obchodzimy Wigilię jako po prostu polską tradycję, która wiąże się z rodzinnym czasem, celebracją i odpoczynkiem.
Nawet dla tych, którzy nie wierzą, nie modlą się i nie chodzą do kościoła, Wigilia jest świątecznym dniem, który często spędzają z bliskimi przy stole. Takim przykładem jest nasza rodzina – nie jesteśmy specjalnie religijni, nie chodzimy do kościoła, a jednak Boże Narodzenie obchodzimy, jemy potrawy związane z tym świętem, a czasem nawet posłuchamy w telewizji koncertu kolęd".
Niepotrzebne narzucanie zwyczaju
"Prawda jednak jest taka, że na wielu poziomach to świętowanie jest zupełnie niezwiązane z religią. Nie dzielimy się opłatkiem i nie modlimy się przed zjedzeniem wigilijnej kolacji. Kiedy więc usłyszałam, że szkoła narzuca uczniom składanie sobie życzeń i łamanie się opłatkiem, poczułam jakiś wewnętrzny sprzeciw. Nie wiem, dlaczego ktoś miałby dzieciom narzucać religijne obrzędy, jeśli nie wszyscy w szkole są wierzący.
Przez takie podejście do wigilii klasowych zaczynam się zastanawiać, czy w ogóle puszczać córkę tego dnia do szkoły. Lekcji nie będzie, bo cały dzień będzie poświęcony na obchodzenie uroczystości, ale lista obecności jak najbardziej będzie sprawdzana. Jestem skłonna zostawić Maję w domu i usprawiedliwić jej nieobecność w Librusie, bo zmuszanie do składania sobie życzeń i łamania opłatkiem wydaje mi się zbytnim narzucaniem uczniom religijnego wymiaru świąt.
Dodatkowo – mimo zgrania klasy i przyjaznej atmosfery – rówieśnicy córki nie są zbyt chętni łamania opłatkiem. Dzieciaki są temu przeciwne, chyba o czymś świadczy. Sama nie chciałabym, żeby zmuszano mnie na wigilii firmowej do składania życzeń wszystkim współpracownikom, nie mam obowiązku z każdym w biurze być blisko. Tak samo uczniowie mają prawo nie być w bliskich relacjach z każdym w klasie, więc świetnie rozumiem ich opór przed łamaniem się ze wszystkimi opłatkiem" – kończy swój list czytelniczka.