
"Nie mam problemu z tym, żeby zabierać córkę na cmentarz i rozmawiać z nią o śmierci. Ale nie chcę tego robić we Wszystkich Świętych, kiedy ludzie wokół plotkują, 'śmieszkują' i spierają o to, czyja wiązanka jest najładniejsza. To nie są warunki do poważnej rozmowy” – napisała jedna z mam w internetowej dyskusji, wywołując przy tym burzę komentarzy.
Istnieją tematy dzielące rodziców jak mało które. Jednym z nich jest pytanie, czy zabierać dzieci na cmentarz.
Dla jednych to ważny element wychowania i nauka pamięci o bliskich. Dla innych – zbyt trudne doświadczenie, z którym wolą poczekać. Ale mama, której wypowiedź pojawiła się na jednym z forów, podeszła do tego tematu zupełnie inaczej.
Napisała, że nie zabiera dziecka na cmentarz nie dlatego, że chce je "chronić przed tematem śmierci i przemijania", tylko dlatego, że nie znosi ludzi, których tam spotyka i dziwnej atmosfery – wcale nie sprzyjającej refleksji.
Atmosfera niesprzyjająca refleksji
"Nie unikam rozmów o śmierci, nie ukrywam przed córką tego, że ktoś odszedł. Ale nie cierpię tego, co dzieje się na cmentarzach w Dzień Wszystkich Świętych – tej dziwnej atmosfery. Zamiast ciszy i skupienia jest pośpiech, nerwy, kłótnie o to, kto co postawił, kto przyniósł większy znicz i dlaczego ktoś nie przyszedł wcześniej. Atmosfera jest niemalże jak na jarmarku. Ludzie obgadują się nawzajem, przestawiają sobie znicze, poprawiają wiązanki. Czasem odnoszę wrażenie, że nie przyszli tam wspominać, tylko się zaprezentować" – napisała kobieta.
Przyznała, że kiedyś próbowała zabierać córkę na cmentarz w święta, ale zawsze wracała z poczuciem ogromnego dyskomfortu. Dziecko zadawało pytania – zupełnie naturalne i szczere: gdzie teraz jest babcia albo czy każdy kiedyś umrze. Zamiast spokojnie odpowiedzieć, kobieta czuła dyskomfort "Nie mogłam skupić się na rozmowie. To nie był moment ani miejsce na szczerość." – opisała.
Chodzimy na cmentarz, ale wtedy, kiedy same mamy ochotę
Dlatego od kilku lat robi to inaczej. Wybiera zwykły dzień, czasem kilka dni po święcie, gdy na cmentarzu nie ma prawie nikogo. Bierze córkę za rękę, idą razem na grób babci. Zapalają świeczkę, sprzątają liście. Rozmawiają. O śmierci, o wspomnieniach, o tym, że życie się kiedyś kończy, ale pamięć zostaje. "Wtedy czuję, że to ma sens, że to jest prawdziwe. Nie ma zgiełku, nikt się nie kłóci, nie 'śmieszkuje'. Tylko my, cisza i nasze wspomnienia" – napisała kobieta.
Dodała też, że wcale nie chodzi jej o ocenianie innych, tylko o własne granice. Nie lubi cmentarnej gorączki i pokazowego smutku. Nie chce tłumaczyć córce w pośpiechu, co znaczy śmierć, kiedy obok ktoś głośno narzeka, że "te znicze drogie w tym roku". Woli spokojną rozmowę w miejscu, które sprzyja ciszy i bliskości.
"Nie boję się, że córka zobaczy grób. Boję się, że zobaczy, jak dorośli potrafią zachowywać się w miejscu, które miało być symbolem szacunku. Wolę jej pokazać, że pamięć to nie tylko znicze i wiązanki, tylko to, co zostaje w sercu."
Czy to nie przesada?
Słowa tej mamy wywołały lawinę komentarzy – od pełnych zrozumienia i poparcia po takie, w których oskarżano ją o brak szacunku dla tradycji. Ale wiele kobiet przyznało, że ma podobne odczucia. Cmentarze coraz częściej stają się miejscem spotkań towarzyskich, pokazów i rodzinnych nieporozumień. Tymczasem dla dzieci, które dopiero uczą się rozumieć pojęcie śmierci, cisza i spokój są ważniejsze niż płonące znicze.
Zobacz także
