matka z synem
"To nie ty tu rządzisz" – mówiła do syna. Ale w głębi duszy wiedziała, że bez niego nie dałaby rady. fot. Storyblocks.com

Kiedy Jen McGuire została samotną matką, jej dziewięcioletni syn przejął na siebie rolę, której nikt od niego nie oczekiwał. Stał się jej współrodzicem. Gotów był pomagać, pocieszać i pilnować porządku w rodzinie. Dziś autorka przyznaje, że choć jego dojrzałość była wzruszająca, to dorosłość przyszła do niego zbyt wcześnie.

REKLAMA

Kiedy dziecko staje się twoim "współrodzicem"

Jen McGuire, pisarka z Kanady i mama czwórki chłopców, została samotną matką, gdy jej najstarszy syn miał zaledwie 9 lat.

"Mądry ponad swój wiek" – tak mówili o nim wszyscy.

Kiedy Jen powiedziała dzieciom, że czeka ich przeprowadzka, chłopiec zareagował ciszą i powagą. Patrzył na nią, zanim sam cokolwiek poczuł, jakby chciał sprawdzić, co on ma prawo odczuwać.

To wtedy Jen postanowiła, że nie pozwoli mu dorosnąć za szybko. Bo doskonale wiedziała, co to znaczy. Sama jako najstarsze dziecko zbyt wcześnie wzięła na siebie odpowiedzialność za innych i nie chciała, by ta historia się powtórzyła.

Urodzony opiekun

Zanim jeszcze w domu pojawiło się rodzeństwo, chłopiec miał w sobie coś z małego gospodarza. Kiedy urodził się jego młodszy brat, "spieszył się ze szkoły do domu, zrzucając buty i pędząc, żeby zobaczyć dziecko".

Potrafił godzinami siedzieć przy łóżeczku, wpatrzony w śpiącego niemowlaka. Pewnego dnia zapytał mamę: "Czemu on zawsze chce ciebie? Czy nie wie, że jestem jego starszym bratem?".

To pytanie pokazało jego ogromną potrzebę troski, odpowiedzialność, ale też dziecięce pragnienie bycia ważnym.

"Nie jesteś rodzicem" – powtarzała synkowi

Po rozstaniu Jen wielokrotnie musiała przypominać mu, że nie jest głową rodziny. Chciał organizować młodszym braciom czas, pilnować porządku i egzekwować dobre maniery.

"Bo mój syn chciał być odpowiedzialny. Kiedy wieczorem gotowałam obiad dla nas wszystkich, to on przypominał im, żeby nie jedli, dopóki nie usiądę z nimi. Chciał pomagać im w odrabianiu lekcji, chciał odprowadzać ich do szkoły samemu, gdy będą wystarczająco dorośli. Chciał im kazać sprzątać swój pokój, mówić 'dziękuję', gdy zapomną, być miłym, uprzejmym. Przypominałam mu bez przerwy, że nie jest rodzicem, że to nie on tu rządzi. A on stał tam, patrząc na mnie poważnym wzrokiem. Nic nie mówił, ale głęboko wierzył, że się mylę. Że on też może trochę dowodzić. Że jesteśmy w tym razem" – wspomina.

Z czasem Jen zaczęła się łamać. Przyjmowała jego wsparcie, bo zwyczajnie nie miała siły wszystkiego dźwigać sama.

"Robiłam to, bo chciałam oddać hołd chłopcu, którym był, ale też, szczerze mówiąc, naprawdę potrzebowałem tej pomocy" – pisze.

Kiedy pewnego dnia dopadł ją ból pleców i przez kilka dni nie mogła wstać z łóżka, 13-letni syn przejął stery.

"Przynosił mi herbatę, owsiankę i pilota. Przepraszałem go za swoją bezużyteczność bez przerwy, nie zwracając uwagi na jego twarz, na której malowała się satysfakcja i duma".

Jen przyznaje, że to był nieustanny balans między wdzięcznością a lękiem. Z jednej strony czuła ulgę, że ma przy sobie tak dojrzałego, empatycznego syna. Z drugiej – bała się, że ta dojrzałość odbierze mu beztroskie dzieciństwo.

Jej historia to opowieść o dziecku, które chciało dorosnąć z miłości. I o matce, która musiała nauczyć się pozwolić mu znowu być dzieckiem.

Źródło: scarymommy.com

Napisz do mnie na maila: anna.borkowska@mamadu.pl
Czytaj także: