Gdy przypadkiem spotykam jakąś mamę i mówię, że "nie wiem, co jest zadane" lub zdradzam, że w sumie nie mam do końca pojęcia, co aktualnie przerabiają w szkole, spotykam się z olbrzymim niezrozumieniem. "Jak to? Matka tak małego dziecka nie interesuje się szkołą?". Wręcz przeciwnie, interesuję się bardzo, ale obszarami zarezerwowanymi dla rodziców, jak pieczenie ciasta, przynoszenie jakichś dodatkowych potrzebnych rzeczy czy gwarantowaniem dodatkowej opieki np. podczas wycieczki, gdy jest taka potrzeba. Praca domowa? Nauka? To działka mojego dziecka.
Nie pomagam w odrabianiu lekcji, bo tak naprawdę nie muszę. "Genialne dziecko", "Nie ma się czym chwalić", "Niektórym dzieciom trzeba pomagać więcej" - Nie raz słyszałam takie komentarze. Fakt, na razie jest w miarę lekko. Córka dużo pamięta z lekcji i samodzielnie radzi sobie świetnie. Jestem dumna, nie powiem, że nie. Ale tak jak jestem dumna z 5 i 6, tak samo jestem dumna z niższych ocen, bo zdobywa je całkiem sama. W domu moja rola głównie sprowadza się do osoby, która odciąga młodszą siostrę, by ta nie przeszkadzała w nauce.
Nigdy nie siedziałam obok, pilnując każdej zapisanej literki. Dlaczego miałabym to zacząć robić teraz? Owszem, gdy nie raziła sobie jeszcze z czytaniem, czytałam polecenia, ale potem wychodziłam z pokoju. Zadanie robiła sama. Dziś świetnie radzi sobie sama. Po co więc moja obecność i mój wkład? Po co mam uczyć, dziecko, że rodzic jest niezbędny w wykonaniu pracy domowej? Bo przecież nie jest.
Jeśli czegoś nie rozumie, czytam, tłumaczę, ale nadal nigdy nie robię pracy za nią. Nie jest pewna i prosi o sprawdzenie? Jasne, sprawdzam, chwalę lub mówię, by się sama zastanowiła, gdzie popełniła błąd. Ale nie jest to tak, że muszę codziennie oglądać zeszyty i analizować każdą pracę domową.
Widzę, że dzięki temu czuje się pewnie, ale także nie boi się popełniać błędów i ponosić ich konsekwencji. Wie, że dopiero się uczy i ma do tego pełne prawo! Nie radzi sobie z czymś sama? To znak zarówno dla nauczyciela, jak i dla mnie, że ma jakieś braki, nie zrozumiała lekcji i to nad tym należy popracować.
Moja mama była inna. "Pomagała" mi szczególnie przy wypracowaniach. Pani w szkole podstawowej zdecydowanie nie potrafiła wytłumaczyć, jak to robić. Wymagała i oceniała. Zero wsparcia i uwag, jak robić to lepiej. Tylko sucha ocena. Płakałam nad kartką papieru i poprawiałam je wielokrotnie, do późnych godzin nocnych. Zawsze ostatecznie była 5, ale chyba w pracy było więcej wizji mojej mamy niż mojej.
Efekt? Poszłam do liceum, absolutnie nie radząc sobie z wypracowaniami. No ale nikt nie będzie przecież licealiście pomagał i to dopiero problem. Na szczęście trafiłam na nauczycielkę, która miała czas i ochotę dawać konkretne uwagi, co trzeba poprawić. Dzięki temu matura na pięć stron papieru podaniowego ostatecznie nie była horrorem ani dla mnie, ani dla osoby, która musiała to przeczytać. Jak widzisz, na własnej skórze przekonałam się, że nadmierna pomoc może wyrządzić dziecku więcej szkody niż pożytku. Niestety nauczyciel nieubłaganie pędzi z przeładowanym programem, ale wyręczając dziecko, nie sprawisz, że nagle zacznie nadążać. Tak naprawdę może się okazać, że dzięki twojej pomocy omija ważne etapy w nauce, a to się może kiedyś zemścić.
To nawet nie jest tak, że dziecko sobie nie radzi, rodzice po prostu uwielbiają "pomagać ". Bardzo to widać przy konkursach czy pracach plastycznych. Wsparcie w wielu przypadkach nie opiera się na omówieniu koncepcji czy zakupie niezbędnych materiałów. O nie! Rodzic musi poprawić, zetrzeć, dorysować, dokleić po swojemu, by było perfekcyjnie. Poza tym, że wysyła do dziecka ważny komunikat, że w sumie to samo nie dałoby sobie rady, bez pomocy dorosłego, to także uczy, że można oszukiwać. Bo moi drodzy, są konkursy dla dzieci i konkursy rodzinne i warto to rozróżnić! Praca domowa? To praca dziecka. Tak chcesz wychować swoje dziecko? Twoja sprawa, ale pomyśl też czasem o innych.
Patrzę na prace klas 1-3 na wystawie i widzę, które zrobiło samo dziecko, a gdzie to rodzic bardziej starał się od ucznia. Oczywiście są wybitne talenty plastyczne, ale umówmy się - nie w aż takiej ilości. Co gorsza, takie prace często wygrywają konkursy i zdobywają 6 (choć tu wiele zależy od mądrości nauczycieli). Jaki efekt? Dzieci, które wykonały prace samodzielnie nastarały się i wykonały świetną robotę jak na swój wiek, są zdemotywowane: "Bo ja tak ładnie nie umiem".
To nie jest tak, że ignoruję dziecko i pozostawiam je samopas. Ja po prostu się nie wychylam, dopóki samo rzeczywiście nie chce uzyskać tej pomocy ode mnie. Warto uwierzyć w swoje dziecko, że sobie samo poradzi. Bo naprawdę dzieciaki dają radę i radzą sobie lepiej, niż mogłoby się nam wydawać. Trzeba im dać tylko szansę rozwinąć skrzydła!