Na zdjęciu babcia z wnuczką przygotowują posiłek. Wszystkiemu przygląda się mama dziewczynki.
Teściowie i mamy dorosłych dzieci zwykle uważają, że ich sposób na życie jest jedynym słusznym. storyblock.com

Miało to być spokojne, rodzinne spotkanie. Choć widać, że teściowa próbowała powstrzymywać się ze swoimi uwagami, w końcu pękła. Kilka zdań zamienionych przy stole wystarczyło, by między nami znów zawrzało. Jak dla mnie, tym razem teściowa wyraźnie przesadziła. Dla niej to była zwykła rodzicielska porada. Nie widziała w tym nic złego i nie rozumiała mojego oburzenia.

REKLAMA

Nie wiem, czy jest na świecie mama, która choć raz nie usłyszała od swojej teściowej czegoś, co wyprowadziło ją z równowagi. Ja naprawdę staram się być miła, uprzejma – nie szukam problemów. Ale to, co usłyszałam ostatnio, naprawdę wyprowadziło mnie z równowagi.

Staram się być dobrą mamą

Od dłuższego czasu staram się zdrowo odżywiać całą rodzinę. Gotuję lekko, z dużą ilością warzyw, ograniczam smażenie i cukier. Dzieciom robię kolorowe dania, kasze, makarony z warzywami, czasem placuszki z cukinii, a prawdziwych hitem są zdrowe, pożywne zupy. Dla mnie to normalne, codzienne jedzenie. Ale dla mojej teściowej – jak się okazuje – to żadna kuchnia. Właśnie podczas ostatniego pobytu u nas postanowiła wyrazić oburzenie moją kuchnią i zakwestionować to, co jedzą moje dzieci.

Nie mogła się powstrzymać

Zdążyła przyjechać dosłownie pół godziny temu – w odwiedziny. Akurat jedliśmy obiad. Siedzimy wszyscy przy stole, dzieci zajadają się makaronem z warzywami, za którym przepadają. Młodszy synek akurat nie czuł się zbyt dobrze – już po powrocie ze szkoły wyglądał jakoś "niewyraźnie", więc jedzenie za bardzo mu nie szło. Teściowa spojrzała na talerz mojego synka i na niego samego i z wymowną miną oznajmiła: "Widać, że dziecko tęskni za normalnym obiadem"

Kiedy to usłyszałam, od razu poczułam, że robi mi się gorąco. Jak można w domu, w którym się jest gościem mówić coś takiego? To było po prostu niegrzeczne.

Dlaczego teściowa to powiedziała? Generalnie chodzi o to, że w jej rozumieniu "normalny obiad" to kotlet schabowy, ziemniaki i marchewka z groszkiem. A do tego jeszcze obowiązkowo kompot do popicia. A wszystko, co inne, jest dziwne – "wymyślne".

Dwie wizje "normalności"

Dla mojej teściowej zdrowe gotowanie to fanaberia. Dla mnie – sposób na to, by dzieci jadły lepiej i miały dobre nawyki. Kiedyś jeszcze próbowałam jej tłumaczyć, że czasy się zmieniły, że dietetycy zalecają mniej smażonego i mniej mięsa.

Po kilku próbach zrozumiałam jednak, że to jak walka z wiatrakami. Dla starszego pokolenia zmiana sposobu żywienia to jak atak na ich tradycję, zagrożenie poczucia bezpieczeństwa.

Tylko że w tym wszystkim zapominamy o jednym – o szacunku do drugiego człowieka. Możemy różnić się poglądami, ale nikt nie ma prawa podważać wyborów drugiej osoby, zwłaszcza przy dziecku.

Nie chodzi o obiad, tylko o granice

Najbardziej zabolało mnie to, że zrobiła to przy moich dzieciach. Słuchali tego mając świadomość, że obiad, który jedzą jest "nienormalny". A ja nagle poczułam, że całe moje staranie, gotowanie, tłumaczenie – wszystko poszło na marne.

Generalnie nie chodzi o jedzenie, tylko o granice. O to, by nie pozwolić, że ktoś – nawet najbliższy, wchodził z butami w nasze decyzje i podważał je przy dziecku.

Każda rodzina ma swoją "normalność"

Dziś, z perspektywy czasu, potrafię spojrzeć na tę sytuację z dystansem. Teściowa pewnie nigdy nie zrozumie, że "normalny obiad" nie musi wyglądać tak jak czterdzieści lat temu. A ja nie muszę jej przekonywać. Bo w każdej rodzinie normalność wygląda inaczej.

Najważniejsze, byśmy mieli odwagę swojego zdania bronić – bez krzyku, ale z pewnością, że robimy dobrze. Dla siebie, dla dziecka, dla spokoju w domu.