
Polska szkoła wciąż najczęściej jest miejscem sztywnych zasad i przestarzałych metod nauczania, ale zdarza się, że pojawiają się w niej nauczyciele, którzy uczą z pasją i empatią. To oni pokazują, że edukacja może być przygodą, a nie obowiązkiem. Dzięki nim dzieci znów cieszą się odkrywaniem świata.
Praca w polskim systemie edukacji jest trudna
Polski system edukacji dla wielu osób – zarówno nauczycieli, rodziców, jak i uczniów – jest trudny.
W wielu kwestiach zasady są sztywne, nieprzystosowane do współczesnych realiów i nie uwzględniają tego, że dzieci rozwijają się w różnym tempie oraz nie wszystkie są jednakowo uzdolnione językowo czy matematycznie.
Nauczyciele mają niezwykle trudne zadanie. Coraz więcej jest pedagogów, którzy chcieliby zarażać uczniów wiedzą, uczyć w sposób nowoczesny i kreatywny, ale niestety system nie zawsze im sprzyja. Nadal obowiązują wymagania i warunki kształcenia, które bardziej pasowałyby do szkoły sprzed czterdziestu lat.
Na szczęście wielu specjalistów doskonale rozumie, że sadzanie dzieci w ławkach już od pierwszej klasy podstawówki – po latach nauki przez zabawę w przedszkolu – nie zdaje egzaminu. Oczywiście, niektóre dzieci szybko się przestawią i przyzwyczają do nowej rzeczywistości, ale dla części z nich taki sposób nauki jest prawdziwym utrapieniem.
To właśnie te dzieci, zamiast cieszyć się odkrywaniem świata, od pierwszych miesięcy edukacji zniechęcają się do szkoły i przestają odczuwać radość z poznawania nowych rzeczy. Tych ostatnich zawsze najbardziej mi żal, bo zamiast doświadczać radości z odkrywania świata, są przymuszane do siedzenia w ławkach, pisania liter i mechanicznego "kucia na pamięć".
Uczenie z pasją przynosi efekty
Na szczęście dziś mamy już naukowe dowody na to, że taka edukacja nie przynosi trwałych pozytywnych efektów. Coraz więcej pedagogów szuka więc bardziej kreatywnych i angażujących sposobów nauczania.
Takich właśnie nauczycieli mieli szczęście spotkać moi synowie. Codziennie jestem wdzięczna, że w tym sztywnym systemie wciąż są ludzie z pasją – tacy, którzy kochają pracę z dziećmi i szukają sposobów, by nauka była efektywna, ale jednocześnie nie męczyła.
Nauczycielki moich dzieci z entuzjazmem przyjęły wprowadzenie w 2024 roku braku obowiązkowych prac domowych. Nie ma się czego oburzać – nadal je zadają, ale w taki sposób, że dzieci odrabiają je z przyjemnością, a nie z przymusu.
Te panie mają w sobie niesamowicie pozytywną energię, zarażają dzieci ciekawością świata i chęcią zgłębiania wiedzy. Uczniowie z własnej inicjatywy siadają do wykonywania zadań w domu, bo czują radość z nauki. Nauczycielki nikogo do niczego nie zmuszają, a klasa i tak chętnie współpracuje. Wierzę, że kluczem jest właśnie ta pozytywna energia, ciepło i cierpliwość do dzieci.
Zamiast zadawać sztywne prace i wymuszać siedzenie w ławkach, pani zabiera uczniów do ogrodu przy szkole lub do pobliskiego parku. O przyrodzie uczą się w praktyce, a książki czytają wspólnie na lekcjach. Chodzą całą klasą do biblioteki, przeglądają albumy o zwierzętach i roślinach, a zasady ortografii i interpunkcji poznają na podstawie klasyki literatury dziecięcej.
Kluczem do pozytywnych efektów są ludzie
I właśnie w tym widzę nadzieję dla polskiej szkoły. Bo choć system wciąż bywa sztywny, a reformy często rozmijają się z realnymi potrzebami uczniów i nauczycieli, to serce edukacji nadal bije w tych, którzy potrafią uczyć z pasją, empatią i zrozumieniem.
To dzięki nim dzieci nie kojarzą nauki z obowiązkiem, lecz z przygodą, a szkołę traktują jak miejsce, w którym naprawdę warto być. Wierzę, że to właśnie tacy nauczyciele – otwarci, cierpliwi, wrażliwi na emocje dzieci – powoli, krok po kroku, zmieniają oblicze polskiej edukacji.
I choć system nie zmieni się z dnia na dzień, każda taka klasa, w której dzieci uczą się z radością, jest dowodem na to, że dobra szkoła naprawdę istnieje – tam, gdzie są dobrzy ludzie.
