Na zdjęciu widać rodzącą kobietę z dzieckiem (poród odbywa się w basenie) na drugim planie jest położna i prawdopodobnie partner kobiety i ojciec dziecka
Ania Wibig od lat zajmuje się fotografią porodową – mówi, że narodziny to moment, w którym "czas się zatrzymuje, a emocje są prawdziwe i nie do podrobienia" storyblock.com

Kiedy wchodzi na salę porodową, mówi, że wszystko inne przestaje istnieć. – To spotkanie z cudem i prawdziwymi emocjami – opowiada Ania Wibig, fotografka narodzin i założycielka marki Obiektywnie Najpiękniejsze. Jej zdjęcia wzruszają do łez, zdobywają międzynarodowe nagrody i zmieniają sposób, w jaki patrzymy na poród i macierzyństwo.

REKLAMA

Fotografia porodowa to wciąż nowość w Polsce, ale jej popularność rośnie z roku na rok. Zdjęcia z narodzin przestają być tematem tabu, a coraz więcej kobiet decyduje się zaprosić fotografkę na salę porodową czy do własnego domu.

Ania Wibig – jedna z najbardziej znanych fotografek porodowych w Polsce – mówi, że narodziny to moment, w którym "czas się zatrzymuje, a emocje są prawdziwe i nie do podrobienia".

Jej kadry zdobywają międzynarodowe nagrody, ale najważniejsze dla niej pozostaje to, że rodzice płaczą ze wzruszenia, kiedy widzą swoje fotografie po raz pierwszy.

logo

Justyna Smolińska: Kiedy patrzysz na swoje zdjęcia, wciąż robią na tobie takie wrażenie jak na początku?

Ania Wibig: A czy da się nie być pod wrażeniem, kiedy jesteś świadkiem prawdziwego cudu? To są momenty tak pełne emocji, że nawet po setkach godzin spędzonych na porodówkach nie mogę pozostać obojętna.

Żeby zrobić dobre zdjęcie, trzeba wejść w tę sytuację całym sercem – być tu i teraz z ludźmi, którzy właśnie stają się rodzicami. Każdy poród jest inny, nie ma rutyny, a ja wciąż czuję ogromne wzruszenie.

Wiadomo, że po stu porodach, które sfotografowałam, inaczej podchodzę do niektórych tematów, niż wtedy, gdy jechałam na pierwsze swoje zlecenia. Na początku serce biło mi szybciej już w drodze na poród, dziś ta adrenalina pojawia się dopiero w momencie naciśnięcia spustu migawki. Uczę się też dbać o siebie, żeby uniknąć wypalenia – bo choć fotografia narodzin to moja wielka miłość, trzeba umieć pogodzić ją z codziennym życiem.

logo
logo

J.S.: Masz jedno ulubione zdjęcie?

A.W.: Jedno? (śmiech) To niemożliwe. Ale na pewno ważnym wydarzeniem w moim życiu była moja pierwsza indywidualna wystawa "Pierwsze Spotkanie", przygotowana z Joanną Kinowską.

To było spełnienie jednego z największych marzeń. Z mojego archiwum, które liczy ponad 20 tysięcy kadrów, wybrałyśmy 272 fotografie – wiele z nich to już ikoniczne ujęcia, kojarzone z moją marką Obiektywnie Najpiękniejsze. To niesamowite, kiedy ktoś mówi mi, że moje zdjęcia będą ich największym skarbem w domowym archiwum.

J.S.: Dlaczego akurat porody?

A.W.: Bo nigdzie indziej nie ma takiej prawdy i autentyczności. Tu nie da się niczego udawać – emocje są czyste i bez filtrów. Kiedy pierwszy raz zrobiłam zdjęcia narodzin, wiedziałam, że to jest to.

Nawet jeśli po kilkunastu godzinach pracy jestem fizycznie wyczerpana, wychodzę jak na skrzydłach. Żartuję, że to "oksytocynowy haj" – emocje z porodówki ładują moje życiowe baterie.
logo
logo

Dzięki tej pracy poznałam mnóstwo niesamowitych kobiet – położne, doule, ale przede wszystkim matki, które pokazały mi swoją siłę. To doświadczenie ubogaca także mnie –jako kobietę i jako mamę.

logo

J.S.: To bardzo intymne chwile. Rodzice muszą ci ufać.

A.W.: Dokładnie. Wybór fotografki narodzin to nie tylko kwestia warsztatu, ale też tego, kim jesteś jako człowiek. Rodzice muszą czuć, że jest między nami "flow".

Dlatego staram się poznać parę jeszcze przed porodem, żebyśmy poczuli się ze sobą swobodnie. Wiele osób obserwuje mnie wcześniej w mediach społecznościowych – na Instagramie, gdzie pokazuję nie tylko swoją pracę, ale i siebie. Dzięki temu kiedy przyjeżdżam na poród, nie jestem dla nich obcą osobą, ale częścią zespołu.

logo

J.S.: Jak reagują rodzice, kiedy po raz pierwszy widzą zdjęcia?

A.W.: Najczęściej płaczą ze wzruszenia. Kobiety często są zaskoczone postawą swojego partnera – dopiero na fotografiach widzą, jak bardzo był zaangażowany, jak trzymał ich za rękę, jak płakał ze szczęścia. To są chwile, których same nie pamiętają, bo w porodzie wiele się zaciera. Zdjęcia pozwalają im to zobaczyć i przeżyć jeszcze raz. Wiele kobiet mówi, że żałuje, iż nie zdecydowały się na taki fotoreportaż przy wcześniejszych porodach. Dla niektórych to wręcz jedno z najważniejszych doświadczeń – mówią, że zaproszenie mnie na poród było jedną z najlepszych decyzji, jakie podjęły.

logo
logo

J.S.: Pamiętasz historie, które jakoś szczególnie utkwiły ci w pamięci?

A.W.: Każdy poród zostaje ze mną na zawsze, ale są takie, które szczególnie mocno zapadają w pamięć. Jedna z mam, Marta, po cesarskim cięciu marzyła o porodzie naturalnym. To były dni pełne emocji – niepewności, czy się uda. Kiedy w końcu położna powiedziała:

"Zaraz urodzisz", spojrzałyśmy na siebie i obie rozpłakałyśmy się ze szczęścia. To była chwila, której nie zapomnę nigdy.

J.S.: Jak na twoją obecność reaguje personel medyczny?

A.W.: Położne zazwyczaj przyjmują mnie z radością. Dzięki moim zdjęciom ich praca też zostaje doceniona. Pamiętam, jak jedna z doświadczonych położnych zadzwoniła mi podziękować po obejrzeniu reportażu. Powiedziała, że przypomniałam jej, czym jest poród dla rodziców – że to nie tylko fizjologia, ale też ogrom emocji. Sama się wtedy wzruszyłam.

J.S.: Jak wygląda twoja gotowość do pracy? W końcu ciężko jest przewidzieć termin porodu?

A.W.: To chyba najtrudniejsza część tej pracy. Nigdy nie wiesz, kiedy zadzwoni telefon i będziesz musiała jechać. Dlatego zawsze mam spakowaną torbę: aparat, baterie, karty pamięci, wodę, coś do jedzenia, zapasowe skarpetki (śmiech). Mój mąż i współpracujące ze mną fotografki bardzo mnie wspierają, inaczej nie dałabym rady. Raz zdarzyło się, że nie dojechałam – kobieta urodziła 20 minut po telefonie. Ale to wyjątek. W umowie zawsze zaznaczam, że mogę potrzebować nawet do dwóch godzin od powiadomienia, żeby się pojawić na sali porodowej.

J.S.: Twoje zdjęcia mogą zmieniać sposób, w jaki patrzymy na poród?

A.W.: Mam nadzieję. Gdy zaczynałam, ludzie pytali: "Ale co ty chcesz tam fotografować?". Wciąż pokutuje obraz porodu jako traumy. Ja chcę pokazywać, że to też piękne emocje, spotkanie z dzieckiem, najważniejszy moment w życiu rodziny. Wiele kobiet mówi mi, że dzięki moim zdjęciom przestały bać się porodu. Moje fotografie są wykorzystywane w szkołach rodzenia i publikacjach o dobrym porodzie. To dla mnie ogromna satysfakcja. J.S.: Czy ta praca zmieniła twoje spojrzenie na kobiecość?

A.W.: Tak. Urodziłam troje dzieci, ale nie mam reportażu ze swoich porodów. Dziś, po latach fotografowania porodów, mogę powiedzieć jedno: jesteśmy wielkie. Warto zobaczyć siebie w porodzie – żeby pamiętać, ile mamy w sobie siły. To źródło, z którego można czerpać w każdej trudnej chwili życia.

J.S.: Co doradziłabyś mamom, które marzą o takiej sesji?

A.W.: Najważniejsze jest to, żeby dobrze czuć się z fotografką. Trzeba mieć "flow", żeby móc wpuścić kogoś w tak intymny moment. Warto obejrzeć jej portfolio – nie tylko zdjęcia z porodów, ale też inne reportaże. Jeśli czujesz emocje, patrząc na jej kadry, to dobry znak. I pamiętaj o logistyce – czas dojazdu, backup na wypadek choroby fotografki, procedury szpitalne. To detale, które decydują o tym, czy wszystko się uda.

Ania Wibig
Prekursorka fotografii porodowej w Polsce, założycielka marki Obiektywnie Najpiękniejsze. Jej zdjęcia zdobywają nagrody w prestiżowych konkursach, m.in. IAPBP Birth Photo Image Competition czy Documentary Family Awards. W 2024 roku jej fotografia została wybrana "porodowym zdjęciem roku" w międzynarodowym konkursie IAPBP. W 2025 roku wygrała Międzynarodowy Konkurs Fotografii Porodowej i została Fotografką Porodową Roku 2025. Współpracuje z Fundacją Rodzić po Ludzku i aktywnie działa na rzecz promowania dobrego porodu.