
Nie każde dziecięce zachowanie powinno być akceptowane tylko dlatego, że "to tylko dzieci". Zebrałam i opisałam 5 granic, których pilnuję jako mama, mimo że inni dorośli bywają bardziej pobłażliwi w różnych kwestiach w stosunku do moich synów. Wychowuję z bliskością, ale też z jasno postawionymi zasadami.
Staram się wychowywać bliskościowo
W wychowaniu dzieci staram się iść drogą rodzicielstwa bliskości. Wierzę, że dzieci uczą się przez relację, że potrzebują naszej obecności, zrozumienia, cierpliwości. Ale to nie oznacza, że wszystko im wolno i nie pozwalam im "wejść sobie na głowę".
Jestem zdania, że bliskość to nie to samo co pobłażliwość. Dzieci potrzebują też granic – jasnych zasad, które nie mają ich ograniczać, tylko dawać poczucie bezpieczeństwa. Granic, które też uczą, jak funkcjonować w świecie.
Są zachowania, których nie akceptuję u moich dzieci, nawet jeśli inni – na przykład dziadkowie czy znajomi – patrzą na nie z przymrużeniem oka. Ja wiem, że to właśnie na mnie spoczywa odpowiedzialność za wychowanie, więc jeśli ktoś moim dzieciom na to pozwala, kiedy są pod jego opieką, to okej.
Dziadkowie mają być od rozpieszczania, od pieczenia ciastek i dawania o jeden cukierek za dużo. Ale moje zasady to coś, co obowiązuje w naszej codzienności i w naszym domu.
Pięć zachowań, na które nie pozwalam dzieciom
1. Brak szacunku wobec innych osób
Nie pozwalam dzieciom mówić niegrzecznie do innych – ani do mnie, ani do rodzeństwa, ani do obcych. Uczę je, że każdy zasługuje na szacunek i życzliwość, niezależnie od wieku. Swoim przykładem pokazuję, że warto pomagać, mówić "dzień dobry" i być życzliwym dla każdego.
Jeśli dziecko powie coś niemiłego, nie zbywam tego śmiechem. Zatrzymuję się, rozmawiamy. Staram się zrozumieć, skąd to się wzięło u niego. Ale zawsze jasno mówię: rozumiem twoje emocje, ale nie zgadzam się na takie słowa.
2. Przerywanie i wtrącanie się w rozmowy
W domu pozwalam dzieciom mówić, wyrażać swoje zdanie, słucham ich. Ale uczę też, że są momenty, kiedy trzeba poczekać na swoją kolej. Jeśli rozmawiam z kimś dorosłym, a dziecko próbuje mi coś powiedzieć, uczę je, żeby dotknęło mojej dłoni i poczekało, aż skończę zdanie.
Nie zawsze się to udaje, wiadomo – ale ćwiczymy. To ważna umiejętność społeczna: umieć słuchać i dać przestrzeń innym.
3. Wymuszanie płaczem lub krzykiem
Dziecko ma prawo płakać – emocje są w porządku. Ale jeśli płacz służy temu, żeby coś wymusić, spokojnie, ale stanowczo stawiam granicę.
Mówię: "Widzę, że jesteś zły, że nie kupiłam ci zabawki. Rozumiem to. Ale krzyk nie sprawi, że ją kupię". Chcę, żeby dzieci wiedziały, że ich emocje są ważne, ale nie zawsze dostaną to, czego chcą – i to też jest część życia.
4. Brak obowiązków domowych
Nie oczekuję, że moje dzieci będą sprzątać dom jak dorośli. Ale uczę je, że każdy w rodzinie coś wnosi do naszego domu i o tę wspólną przestrzeń dbamy razem. Jeśli bawisz się zabawkami, sprzątasz po sobie. Jeśli kończysz posiłek, odkładasz talerz.
Gdy dziecko mówi: "Nie będę tego robić, bo mi się nie chce", nie wyręczam go. Wspieram, pokazuję jak, pomagam – ale nie wykonuję wszystkiego za nie. To ważne, żeby dzieci czuły, że są częścią wspólnoty, a nie tylko gośćmi.
Poza tym domowe obowiązki uczą samodzielności i dają poczucie sprawczości, a ja chcę wychować silnych dorosłych, którzy będą umieli wszystko w swoim domu zrobić sami.
5. Ocenianie innych dzieci i dorosłych
Słowa typu "on jest głupi", "ona jest brzydka", "co on ma na sobie?" – nie przechodzą u nas bez reakcji. Tłumaczę, że nie oceniamy ludzi po wyglądzie i zachowaniu. Uczymy się akceptacji i empatii. Jeśli jest coś, co zdziwi mnie lub dzieci, możemy porozmawiać o tym, ale nie wyśmiewamy i nie komentujemy złośliwie.
Dotyczy to też mnie samej, kiedy rozmawiam z innymi dorosłymi przy dzieciach, bo wiem, że one chłoną każde moje słowo i zachowanie jak gąbka.
To rodzice są od wychowywania
Wiem, że nie wszyscy rodzice są tak zasadniczy jak ja. Ktoś może nawet powiedzieć, że wychowuję pod rygorem i biorę to na klatę. Dziadkowie czasem przymkną oko, bo "to tylko dzieci" i pozwalam im na to.
Nie walczę z nimi, bo oni budują z wnukami inną więź. Ale ja jestem od wychowywania. A wychowanie to nie tylko miłość – to też cierpliwe pokazywanie dzieciom, co jest dobre, a co nie i przygotowywanie ich na samodzielne życie w dorosłości.
I choć bywa trudno, wiem, że to wszystko ma sens. Bo dzieci potrzebują nie tylko naszej czułości, ale też przewodnictwa.
