
Rodzice wrzucają do sieci zdjęcia swoich dzieci bez refleksji – bo "wszyscy tak robią". Ale dziś to jedno zdjęcie może posłużyć do stworzenia deep fake’a, trafić do pedofilskich baz danych albo posłużyć do wyłudzenia danych. Sharenting, czyli publikowanie wizerunku dziecka w mediach społecznościowych, może być groźniejsze, niż się wydaje – i to nie za 10 lat, ale już teraz.
Sharenting: niebezpieczeństwo, którego rodzice nie zauważają
Wrzucenie zdjęcia z wakacji, pierwszego uśmiechu niemowlaka czy zabawnej miny przedszkolaka wydaje się niewinnym gestem. Przecież wszyscy tak robią. No i przecież twoje dziecko wygląda na tym zdjęciu tak słodko!
Jednak w świecie technologii i dobie sztucznej inteligencji wrzucenie takiego zdjęcia do sieci to jak oddanie klucza do jego przyszłej tożsamości twojego dziecka. Albo, jak porównują niektórzy: jak opublikowanie na billboardzie numeru PESEL twojej pociechy. Dosłownie.
Jowita Michalska – ekspertka od technologii, która od lat ostrzega przed ciemną stroną cyfrowego świata – na swoim instagramowym koncie @jowita_digital opublikowała ostatnio mocny post, który każdy rodzic powinien przeczytać i przemyśleć:
"Sharenting – czyli nadmierne udostępnianie zdjęć i informacji o dzieciach w sieci przez rodziców – to zjawisko, które przed latem szczególnie przybiera na sile. Warto pamiętać, że każde wakacyjne zdjęcie naszego dziecka może zostać wykorzystane niezgodnie z intencją – w internecie nic nie znika. Poczytajcie! Statystyki powalają".
Do wpisu dołączyła karuzelę zdjęć z informacjami, m.in. taką: "Publikując w sieci fotkę niemowlaka, rodzic oddaje obcym ludziom klucz do przyszłej tożsamości dziecka. To prawie jak wypisać jego PESEL na wielkim billboardzie".
Internet w dobie AI niesie nowe zagrożenia
Trudno się z Michalską nie zgodzić. Dzisiejsze technologie potrafią zrobić z jednym zdjęciem więcej, niż jesteśmy sobie w stanie wyobrazić. Twarze dzieci publikowane na Instagramie, Facebooku czy TikToku mogą zostać wykorzystane do tworzenia deep fake’ów.
Takie fałszywe wideo, na których widać twoje dziecko mówiące lub robiące coś, czego nigdy nie powiedziało ani nie zrobiło, może przerazić kogoś, kto nie ma z tym na co dzień styczności.
To nie są scenariusze z filmów science-fiction. To rzeczywistość. Już dziś powstają bazy danych z dziecięcymi twarzami wykorzystywane do szkolenia sztucznej inteligencji – często bez żadnej kontroli i zgody rodziców. I niestety – również przez osoby o bardzo złych intencjach.
Nie chodzi tylko o prywatność, bo to po prostu kwestia bezpieczeństwa. Nielegalne wykorzystanie zdjęć dzieci w materiałach pedofilskich to zjawisko, o którym mówi się coraz częściej. Zdjęcia z plaży, kąpieli, zabawy w ogrodzie – nawet jeśli dla ciebie są po prostu uroczą pamiątką, dla kogoś innego mogą stać się czymś zupełnie innym.
Rodzicom brak świadomości zagrożeń sharentingu
Zdarzały się już przypadki, gdy twarze dzieci z Instagrama trafiały do reklam, memów, a nawet rejestrów oszustów – podrobione konta i fałszywe tożsamości, stworzone na podstawie dostępnych zdjęć, to narzędzie przestępców, którzy potrafią wykraść nie tylko dane, ale i wizerunek twojego dziecka.
Sharenting to nie tylko fotka wrzucona dziś na Instagrama czy Facebooka – to możliwa kompromitacja twojego dziecka za kilka lub kilkanaście lat. Twoje dziecko nie ma jeszcze głosu, by powiedzieć "nie chcę, żeby moje zdjęcie było w internecie". Ale kiedy dorośnie, może nie być ci wdzięczne za cyfrowy ślad, jaki po sobie zostawiłaś z jego wizerunkiem.
Pomyśl – czy chciałbyś, żeby ktoś opublikował twoje zdjęcie z pieluchą, z kąpieli, z histerii w sklepie? A przecież wiele z tych ujęć trafia dziś do sieci dla zabawy i śmiechu. Zanim naciśniesz "opublikuj", zastanów się:
To nie jest apel o zamykanie się w domu i strach przed technologią. To apel o rozsądek i odpowiedzialność. Twoje dziecko zasługuje na prywatność – i na prawo do budowania swojej tożsamości bez bagażu cyfrowej przeszłości stworzonej przez rodziców. Udostępniaj z głową. A najlepiej – nie udostępniaj wcale.
