
Samotność w kawiarni – widok, który niepokoi
Kiedy wchodzę do kawiarni, coraz częściej widzę ludzi siedzących samotnie przy stoliku. Obok nich puste krzesło, które, mimo że czeka, nie zostaje zajęte przez nikogo. To widok, który staje się coraz bardziej powszechny, a w moich oczach – jest to symbol współczesnych zmian w podejściu do relacji międzyludzkich.
Liczba małżeństw i urodzeń na całym świecie spada. Jak donosi "Newsweek", w Stanach Zjednoczonych współczynnik dzietności w 2023 roku wynosił jedynie 1,7 urodzeń na kobietę, co jest poniżej poziomu niezbędnego do utrzymania stabilnej populacji. W tym samym roku liczba jednoosobowych gospodarstw domowych osiągnęła rekordowe 38,1 miliona, co stanowiło 29% wszystkich gospodarstw w USA. To wzrost w porównaniu do 1974 roku, kiedy to jednoosobowe gospodarstwa stanowiły tylko 19% całości. Okazuje się, że życie w pojedynkę stało się łatwiejsze i bardziej atrakcyjne, szczególnie dla młodszych pokoleń.
Samotność, która nie zawsze jest smutna
Zawsze wydawało mi się, że spędzanie czasu w pojedynkę w miejscach publicznych, jak kawiarnie, musi być smutne. Jednak z perspektywy czasu zauważam, że dla wielu osób to po prostu wybór. Młodsze pokolenia rezygnują z tradycyjnych zobowiązań, takich jak małżeństwo czy dzieci. Może dla nich samotność to nie problem, ale po prostu komfort. To decyzja, która daje im wolność, niezależność, brak zobowiązań. Wiele osób świadomie decyduje się na życie w pojedynkę, bo w ten sposób mają większą kontrolę nad swoim życiem.
Dlaczego młodsze pokolenie wybiera życie singla? Współczesne młodsze pokolenie nie czuje potrzeby tworzenia tradycyjnych związków. Są mniej skłonni do zakładania rodzin, bo dla nich stabilność, jaką kiedyś postrzegaliśmy jako fundament społeczeństwa, stała się mniej atrakcyjna. Świat, w którym żyjemy, oferuje im mnóstwo alternatyw, które są równie satysfakcjonujące, ale nie wiążą się z odpowiedzialnością rodzicielską. Tak, jak twierdzi Robert VerBruggen, członek Manhattan Institute i pracownik naukowy Institute for Family Studies, w rozmowie z "Newsweekiem" – "życie w pojedynkę stało się łatwiejsze i bardziej atrakcyjne dla młodszych pokoleń".
A jak to wygląda w Polsce?
Coraz więcej młodych Polaków żyje w stałych związkach, ale bynajmniej nie planuje ich formalizować. Choć pragną bliskości, stabilizacji i wspólnego życia, to sama idea ślubu – zarówno kościelnego, jak i cywilnego – przestaje być dla nich atrakcyjna. I nie chodzi tu o brak miłości czy zaangażowania, ale raczej o potrzebę wolności, niezależności i brak zaufania do instytucji małżeństwa.
W dużych miastach takich jak Warszawa czy Wrocław, ponad połowa młodych ludzi deklaruje, że jeśli już zdecyduje się na ślub, to będzie to wyłącznie ślub cywilny. Z kolei w mniejszych miejscowościach, takich jak Limanowa, tradycja wciąż trzyma się mocno – aż 82 proc. badanych tam osób marzy o ślubie kościelnym.
Wyniki badań przeprowadzonych przez Wyższą Szkołę Biznesu i Przedsiębiorczości oraz Fundację Bonum Humanum jasno pokazują, że miejsce zamieszkania i środowisko mają ogromny wpływ na podejście młodych do ślubu. Co ciekawe, osoby, które przeprowadzają się ze wsi do miasta, często zmieniają swoje poglądy – zaczynają patrzeć na małżeństwo mniej tradycyjnie, a bardziej pragmatycznie. Ogólnie rzecz biorąc, aż 45 proc. młodych Polaków (w wieku 18–30 lat) w ogóle nie bierze ślubu pod uwagę. To znak, że trwałość związku nie musi już dziś oznaczać formalnych deklaracji – liczy się codzienne bycie razem, a nie papierek.
A co z posiadaniem dzieci?
Coraz częściej słyszy się też, że młodzi Polacy nie planują mieć dzieci. I nie chodzi tu o brak miłości do dzieci czy niechęć do rodzinnego życia, tylko raczej o świadomą decyzję. Wielu młodych mówi wprost: "Nie stać mnie na dziecko", "Nie chcę rezygnować z siebie", "Nie czuję potrzeby zostania rodzicem". I trudno się dziwić. Życie staje się coraz droższe, a przyszłość – coraz mniej pewna.
Z danych GUS wynika, że pod koniec 2024 roku liczba ludności w Polsce spadła poniżej 37,5 miliona osób (tj. obniżyła się o ok. 147 tys. w stosunku do stanu sprzed roku), a dzieci rodzi się rekordowo mało – mniej niż kiedykolwiek po II wojnie światowej. Od stycznia do listopada 2024 roku urodziło się tylko nieco ponad 230 tysięcy dzieci, a zmarło ponad 370 tysięcy osób. To pokazuje, że Polska się starzeje i kurczy, a młodzi – zamiast zakładać rodziny – wolą inwestować w siebie, swoje pasje i niezależność. To nie jest już chwilowy trend, ale zjawisko na szeroką skalę.
Co to oznacza dla przyszłości?
Jestem ciekawa, co będzie dalej, gdy tak wiele osób zdecyduje się na życie solo. Na pewno będziemy musieli zmienić naszą perspektywę na to, czym jest rodzina i jak powinny wyglądać nasze relacje międzyludzkie. Czy ta zmiana wpłynie na gospodarki, społeczeństwa, a nawet na naszą kulturę? Czas pokaże, ale jedno jest pewne: pokolenie singli staje się coraz bardziej widoczne i nie ma zamiaru wracać do tradycyjnych schematów.
Źródło: newsweek.pl, natemat.pl, ssgk.stat.gov.pl