logo
Dojazd do szkoły komunikacją miejską to wygodny i bezpieczny sposób. fot. Dawid Wolski/East News
Reklama.

Ciągłe korki pod szkołą

Chciałabym poruszyć problem, który od dłuższego czasu mnie frustruje, a zapewne dotyczy wielu rodziców. Mieszkam na osiedlu w sąsiedztwie szkoły podstawowej (do której chodzi też moje dziecko) i codziennie mam ogromny problem z wyjazdem spod domu. Okolice szkoły są tak zatłoczone, że często nie ma gdzie zaparkować, a i wyjazd staje się prawdziwym koszmarem.

Przyczyną tej sytuacji jest fakt, że wielu rodziców, mimo iż nie muszą, codziennie przywozi dzieci pod samą bramę szkoły. Co gorsza, nie chodzi wcale o uczniów klas I-III, ale przede wszystkim o nastolatków, którzy spokojnie mogą przejść 150 metrów do szkoły od przystanku autobusowego.

To właśnie ich rodzice podwożą pod sam budynek podstawówki, zamiast pozwolić jechać komunikacją miejską. W przypadku młodszych uczniów rozumiem tę troskę, to normalne, że chcą 1-klasistów odprowadzić na lekcje. Nie chodzi mi jednak o przedszkolaki, tylko o młodzież, która lada moment przejdzie do szkoły średniej! Jak długo jeszcze będziemy traktować ich jak maluchy?

Miasto specjalnie zmieniło trasę autobusu miejskiego, aby uczniowie mogli dojeżdżać do szkoły, ale mimo to rodzice wciąż wolą przywozić dzieci samochodami. Zamiast korzystać z publicznego transportu, wolą specjalnie jechać autem. Moim zdaniem to nielogiczne, a codzienny chaos na drodze tylko pogarsza sytuację. Zamiast usprawniać ruch w okolicach szkoły, wszyscy muszą zmagać się z korkami i brakiem miejsc parkingowych.

Chcesz opowiedzieć o swoim doświadczeniu rodzicielskim? Napisz: martyna-pstrag-jaworska@mamadu.pl lub: mamadu@natemat.pl.

Nadopiekuńczy rodzice

Chciałabym podkreślić, że bezpieczeństwo dzieci jest dla mnie ważne, ale traktowanie ich jak maluchów, które nie potrafią przejść kilku metrów, nie służy im zbyt dobrze. Nastolatki powinny uczyć się samodzielności, odpowiedzialności i organizacji czasu, a nie być traktowane jak osoby, które wymagają ciągłej opieki. Widzę, jak rodzice zagłaskują swoje dzieci, które wkrótce staną przed wyzwaniem szkoły średniej, a nie potrafią przejść kilkudziesięciu metrów z przystanku autobusowego do bramy szkolnej.

Zgadzam się, że bezpieczeństwo dzieci jest najważniejsze, ale czy to oznacza, że musimy je tak niańczyć i być prywatnymi kierowcami do 18. roku życia? Pamiętam czasy, kiedy sami chodziliśmy do szkoły, nie narzekając na 2 kilometry pieszej drogi czy na to, że trzeba poczekać na autobus. Dziś rodzice stają na głowie, żeby dostarczyć dzieci pod same drzwi szkoły, a ja się zastanawiam, czy to naprawdę jest dobra droga wychowawcza.

Proszę, pomyślcie o tym, jak wasze podejście do podwożenia wszędzie dzieci wpływa na ich przyszłość i samodzielność. Może warto zastanowić się, jak zmienić pewne nawyki i odciąć pępowinę oraz umożliwić dzieciom większą samodzielność, zamiast wygodnictwa, które tylko komplikuje sytuację na drogach na moim osiedlu.

Czytaj także: