
Zamroczeni nauczyciele – nowa norma w polskiej szkole
Zawód nauczyciela w Polsce powoli staje się drogą przez mękę. Coraz mniej osób wybiera tę ścieżkę kariery, a ci, którzy zostają, pracują ponad siły. Młodzi nie chcą zostawać nauczycielami, widząc to, co dzieje się w szkolnictwie, a w placówkach uczy coraz więcej przemęczonych pedagogów, którzy "ciągną" po dwa etaty oraz emerytów, którzy uczą, bo dyrekcja nie ma nikogo nowego na ich miejsce.
Brakuje nauczycieli nie tylko ze względów finansowych – choć oczywiście niskie wynagrodzenia zmuszają wielu do pracy na kilku etatach – ale także dlatego, że po prostu nie ma komu uczyć. Brakuje rąk do pracy, więc obowiązki spadają na coraz mniejsze grono pedagogów. A to odbija się nie tylko na ich zdrowiu, ale i codziennym funkcjonowaniu.
W artykule z 2023 roku w naszym portalu pisałam, że "nauczyciele pracują za kilku naraz". To nie metafora. Nie chodzi już tylko o prowadzenie lekcji – dochodzą do tego sprawdziany, poprawki, zebrania, wpisy w dzienniku elektronicznym, dokumentacja, szkolenia, obowiązki wychowawcze. A wszystko to w warunkach, które z ciszą i spokojem biura mają niewiele wspólnego.
Polonista i publicysta Dariusz Chętkowski na swoim blogu "BelferBlog" opisał rzeczywistość, którą dobrze zna każdy pedagog. We wspomnianym artykule również przywoływałam ten wpis: "Dzisiaj wróciłem do domu po dziewięciu lekcjach (oprócz zajęć obowiązkowych prowadziłem jeszcze koło zainteresowań). Tyle godzin intensywnej pracy tak mi dało w kość, że mój umysł kompletnie odleciał. Pod koniec czułem się, jakbym był pod wpływem narkotyków albo leków ogłupiających. Gdybym tak pracował codziennie, czułbym się na okrągło pijany. Nawet miłe uczucie".
Przemęczeni, czyli (prawie jak) pijani
To zdanie brzmi jak żart, jest mrugnięciem oka do czytelnika. Jest w nim jednak smutna prawda. Zmęczenie bywa tak silne, że organizm reaguje jak po spożyciu alkoholu lub innych, nielegalnych używek – człowiek się zatacza, mówi nieskładnie, ma problemy z koncentracją i pamięcią. Chętkowski opisuje też scenę, kiedy jego kolega, nauczyciel, wszedł na lekcję tak "nakręcony", że uczniowie podejrzewali, iż jest właśnie pijany. A on był po prostu wyczerpany.
"Zapewniam, że nie wypił ani kropli. Tak na umysł działa intensywna praca intelektualna" – podkreśla nauczyciel. Z roku na rok jest coraz gorzej. Nauczyciele biorą dodatkowe godziny, bo inaczej dzieci nie miałyby lekcji.
Sama znam przypadki nauczycieli (szczególnie przedmiotów ścisłych, ale nie tylko), którzy pracują w szkole, choć przysługuje im emerytura. Pracują, nie tylko ze względu na dość niskie świadczenia emerytalne, ale również dlatego, że dyrekcja prosi ich o zostanie w pracy, bo nie ma młodych nauczycieli, których mogłaby przyjąć na ich miejsce.
"Kolega wziął te wszystkie godziny, gdyż dyrekcja naciskała. Gdyby nie wziął, uczniowie nie mieliby lekcji z tego przedmiotu. Nie udało się znaleźć innych chętnych do pracy w szkole" – pisze Chętkowski.
Będzie coraz gorzej
To nie tylko problem jednostkowy, to cale zjawisko społeczne. Widzimy na ulicach zmęczonych ludzi, ale zakładamy, że są pod wpływem alkoholu albo czegoś "mocniejszego". Mało kiedy przychodzi nam do głowy, że to może być nauczyciel, który właśnie wyszedł z pracy po wielu godzinach wytężonej pracy umysłowej. Pracy, którą wykonuje z powołania, z miłości do dzieci i samej idei nauczania – ale kosztem własnego zdrowia psychicznego i fizycznego.
Niepokojące jest to, że ten stan wyczerpania staje się codziennością i przestaje dziwić nawet samych pedagogów. "W tym roku będziecie mieli okazję jeszcze wiele razy zobaczyć 'pijanych' nauczycieli, a wychowawcę szczególnie" – ostrzega z gorzką ironią Chętkowski.
Dopóki system się nie zmieni, dopóki szkoły nie zaczną zatrudniać większej liczby nauczycieli za godne pieniądze, obraz nauczyciela zataczającego się na korytarzu nie będzie już szokować. Będzie normą. A wtedy pytanie nie brzmi już: "Czy da się tak pracować?", ale raczej: "Jak długo można tak jeszcze wytrzymać?".