
Wreszcie bez stosu zeszytów do sprawdzania
"Kiedyś zabierałam do domu całe sterty zeszytów. Sprawdzanie prac domowych pochłaniało mi godziny. Wieczne poprawianie tych samych błędów, komentarze, tłumaczenie i dopiski – a potem i tak połowa uczniów nawet nie zaglądała do poprawek. Teraz? Moje życie stało się prostsze. Nie muszę już tracić czasu na analizowanie prac, których i tak nikt nie czytał. Czy zadaję prace domowe? Oczywiście, ale nie mam już takiego ciśnienia, jak dawniej.
Przyznaję – na początku bałam się tej zmiany. Tyle lat uczyłam w systemie, gdzie prace domowe były oczywistością. Teraz? Czuję ulgę. Nie muszę już wymyślać zadań, które i tak większość uczniów odpisywała na kolanie przed lekcją. Nie muszę sprawdzać ich bazgrołów, pisać uwag, poprawiać tych samych błędów po raz setny.
Prawda jest taka, że jeśli ktoś chce się nauczyć, to się nauczy. A jeśli nie chce? Żadna praca domowa go do tego nie zmusi. Zawsze byli uczniowie, którzy robili wszystko sumiennie, i tacy, którzy kombinowali, ściągali albo po prostu mieli to gdzieś. Prace domowe nie zmieniały tej rzeczywistości, tylko dokładały mi roboty.
Koniec wymówek!
Gwoli wyjaśnienia – wciąż zadaję pracę domowe, ale nie, ale nie ukrywajmy, że mam teraz o wiele więcej czasu, ponieważ nie muszę już ich sprawdzać. Ileż ja się nasłuchałam przez lata: 'Zapomniałem', 'Nie miałem czasu', 'Pies zjadł mi zeszyt', 'Babcia była chora i musiałem się nią opiekować'… Te wymówki powtarzały się w nieskończoność. Czasem miałam wrażenie, że moi uczniowie prowadzą życie pełne dramatycznych zwrotów akcji – tyle wypadków losowych, tyle rodzinnych tragedii! A teraz? Nie pytam, nie sprawdzam, nie roztrząsam. Każdy jest odpowiedzialny za swoją naukę. Chcesz się nauczyć – świetnie. Nie chcesz – twój problem. Szczerze? Mi to na rękę!
Uczniowie są szczęśliwi, ale ja jeszcze bardziej
Kiedy ogłoszono, że nie będziemy zadawać prac domowych, uczniowie byli w euforii. Cieszyli się, że nie będą musieli siedzieć godzinami nad książkami. Ale prawda jest taka, że to ja wygrałam. Nie muszę już kontrolować, egzekwować, sprawdzać. Nie muszę tłumaczyć po raz setny, dlaczego to zadanie jest ważne.
Lekcja to lekcja. Uczymy się tu i teraz. A po szkole? To już ich sprawa. Czy odrobią zaległości, czy pograją w gry – nie mój problem. Ja swój obowiązek wypełniam w klasie. Poza nią? To ich wybór i zmartwienie ich rodziców.
Czy to dobre rozwiązanie?
Słyszę głosy, że to może obniżyć poziom nauczania. Może i tak. Ale widzę też, że moi uczniowie są mniej zestresowani, bardziej skupieni na lekcji. Wiedzą, że to jedyna okazja, żeby coś zrozumieć, bo nie dostaną zadania 'na później'.
Czy wszyscy nagle zaczną się uczyć? Oczywiście, że nie. Ale przynajmniej ja nie tracę już czasu na sprawdzanie prac, których i tak nikt nie czytał. I wiecie co? To najlepsza zmiana, jaką przyniosły mi ostatnie lata w szkole".
(Imiona bohaterów zostały zmienione).