Na naszą skrzynkę mailową napływają maile, które poruszają temat dotyczący brak prac domowych. Ponad rok temu ruszyła lawina, która, póki co nie ma zamiaru się zatrzymać. Ponoć ten luz niekorzystnie wpłynął na efekty w nauce, na co skarżą się niektórzy rodzice. Nasza czytelniczka ma trochę odmienne zdanie.
Moja perspektywa
"Czytając listy czytelników dotyczące zadań domowych, nie mogę się powstrzymać od komentarza. To nie zadania domowe mają zmuszać dzieci do nauki. Przywykliśmy, że szkoła zrobi wszystko za nas. Rodzice mają przychodzić na zebrania i pachnieć...
Mam 11-letniego syna. Były zadania – nie chciał się uczyć i pamiętał większość z lekcji. Nie ma zadań – ma częste kartkówki zapowiedziane, musi się uczuć codziennie. Tyle że to nie to wszystko powinno zmuszać dziecko do nauki. To my jako rodzice mamy wpłynąć na dziecko, pokazywać, że nauka i stopnie nie są dla nauczycieli i rodziców. Dziecko i dorosły uczą się dla siebie.
Ile wyniosą z nauki, wpłynie na dalsze życie. Każdy uczy się dla siebie. I to mają wpajać rodzice – oni są od wychowywania swoich dzieci. Nie jestem nauczycielem. Wiem z opowiadań ludzi podróżujących po innych krajach, że od dawna nie mają zadań domowych. Czyli wszędzie tam są dzieci głupie? Nie wspominam o Amerykanach czy krajach wschodnich, bo to inny świat... uczmy dzieci, że same wpływają na to, co będą umieć w przyszłości.
Pokazujmy sami, że się uczymy, czytamy książki... pokazujmy, że to, czego się wyuczyliśmy, daje nam możliwość praktyczną wykonania tego czy owego. Na praktyce. Na przykładach. Nie trzeba być alfą i omegą, ważne, by samemu umieć zrobić większość rzeczy. Trzeba nam specjalistów w różnych dziedzinach, nie dzieci, które potrafią wymienić wszystkie stolice czy podać części klarnetu..."