Chciałam się odnieść do listu nauczycielki liceum o takiej obojętności tego pokolenia, ponieważ doświadczam tego samego – choć nie uczę w szkole średniej, a w podstawówce, w klasach IV-VIII. I jeśli ktoś myśli, że problem obojętności zaczyna się dopiero u starszej młodzieży, to się myli. Mam wrażenie, że dzisiejsi uczniowie wyrastają na ludzi, którym naprawdę nic się nie chce już od najmłodszych lat.
Nie wiedziałam, czy śmiać się, czy płakać
Przykład? Bardzo proszę.
Lekcja matematyki w klasie siódmej. Na tablicy pełno zapisanych przykładów, kreda się sypie, trzeba zrobić miejsce na nowe zadania. Patrzę na uczniów i rzucam luźno:
– Kto może podejść i zetrzeć tablicę?
Cisza.
Po chwili podnoszę wzrok na chłopaka z pierwszej ławki, który przez całą lekcję i tak się nudził, więc myślę, że to dla niego dobra okazja, żeby się poruszać.
– Możesz szybko zetrzeć? – pytam.
A on na to, całkowicie poważnym tonem:
– A płaci mi pani za to?
Przez chwilę myślałam, że żartuje. Ale nie. Wpatrywał się we mnie z kamienną twarzą, jakbym naprawdę chciała go wykorzystać do darmowej pracy.
– Przepraszam, co? – pytam, wciąż mając nadzieję, że to jakiś dowcip.
– No, nie mam w umowie, że muszę ścierać tablicę – odpowiada, zadowolony z siebie, a koledzy z tyłu zaczynają rechotać.
Nie wiedziałam, czy się śmiać, czy płakać, stałam tam jak wryta. Oczywiście, że nie ma w "umowie", bo szkoła to nie korporacja, a on nie jest zatrudniony na etat. W głowie miałam setki ripost, ale żadna nie pasowała do tej absurdalnej sytuacji.
I wiecie co? Nikt nawet nie drgnął, nikt nie rzucił się na pomoc, nikt nie powiedział: "Dobra, ja to zrobię". Wszyscy siedzieli i czekali, tłumiąc śmiech, jakby naprawdę to było moim problemem, a nie ich.
Kiedyś młodzież była inna
Pamiętam czasy, kiedy ścieranie tablicy było wręcz przywilejem – dzieciaki zgłaszały się na wyścigi, bo to oznaczało chwilę ruchu, oderwania się od ławki. A teraz? Wymaga to negocjacji, uzasadnienia, a może nawet umowy o dzieło.
To nie jest tylko kwestia tej jednej sytuacji. To coś, co widzę każdego dnia – całkowity brak inicjatywy, brak zainteresowania czymkolwiek poza telefonem i przerwą, a do tego brak szacunku, kpiny.
Nie wiem, czy to efekt wychowania, czy wpływ kultury, mediów społecznościowych, ale naprawdę poraża mnie, co się dzieje z tymi dzieciakami i boję się, że będzie tylko gorzej. Nie wiem już sama, co mam robić... Olka