logo
Kiedyś obowiązkiem ucznia było starcie tablicy. Dziś? "Im za to nie płacą". fot. 123rf.com
Reklama.

Jestem nauczycielką w liceum od ponad dwóch dekad i od dłuższego czasu towarzyszy mi niepokojące wrażenie: dzisiejsza młodzież jest jakby… na wymarciu. Nie w sensie dosłownym, oczywiście, ale mam na myśli ich energię, zaangażowanie, jakąkolwiek iskrę, która dawniej napędzała szkolne życie.

Gąbka prawdę nam powie

Kiedyś, gdy trzeba było zmazać tablicę, wystarczyło powiedzieć: "Kto pójdzie zmoczyć gabkę i zetrze tablicę?" – i zanim zdążyłam dokończyć zdanie, już ktoś był w drodze. Ba, bywały nawet momenty, gdy uczniowie rywalizowali o to, kto pierwszy się zgłosi, by choć na chwilę oderwać się od lekcji. A dziś? Cisza. Patrzą na mnie jak na istotę z innej planety.

"Proszę pani, ale gdzie jest ta gąbka?" – pada po dłuższej chwili, chociaż leży przecież tuż przy tablicy. "To kto pójdzie?" – próbuję raz jeszcze, ale reakcja jest co najwyżej wzruszeniem ramion albo leniwym spojrzeniem, które mówi: "A dlaczego to ja mam to zrobić?".

To samo dotyczy innych drobnych rzeczy – podania książki, przesunięcia krzesła, pomocy mi w wyjęciu eksponatów. Czynności, które kiedyś były naturalnym odruchem, dziś wymagają niemal pisemnej prośby. Jakbym musiała się prosić, żeby to pokolenie księciuniów raczyło zwrócić na mnie uwagę.

To nie zwykłe lenistwo, problem jest głębszy

Mogłabym to zrzucić na zwykłe lenistwo, ale to nie tylko kwestia niechęci do działania. Widzę w nich coś więcej – obojętność, jakby świat był czymś, co po prostu się dzieje, a oni są jedynie biernymi obserwatorami. Niewiele ich cieszy, niewiele bulwersuje, rzadko wykazują jakiekolwiek emocje. Coś ich interesuje? Tak, ale tylko jeśli można to obejrzeć na ekranie telefonu. Najlepiej jakiś tiktok.

Nie chodzi mi o to, żeby wracać do sentymentalnych wspomnień i twierdzić, że "za moich czasów było lepiej", ale naprawdę – było inaczej. Młodzież miała w sobie więcej życia, więcej inicjatywy, więcej chęci do działania, nawet jeśli polegało to tylko na podaniu nauczycielowi gąbki. A teraz? Czasem mam wrażenie, że gdyby przyszło im walczyć o przetrwanie, to zwyczajnie by się poddali. Smutno mi się na to patrzy.

Zastanawiam się, co się stało. Czy to kwestia wychowania? Rodziców, którzy wyręczają na każdym kroku? Technologii? A może świata, który bombarduje ich bodźcami do tego stopnia, że nic już ich nie rusza? Jeśli tak, to przyszłość rysuje się dość ponuro.

Z poważaniem, Marta, nauczycielka historii z liceum

Napisz do nas: mamadu@natemat.pl
Czytaj także: