Uczeń z plecakiem idzie do szkoły.
Dzieci w publicznej placówce uczą się, że pieniądze i prestiż to nie wszystko. fot. Marek BAZAK/East News
Reklama.

Dużo pieniędzy nie oznacza lepszej edukacji

Jestem mamą siedmiolatka i w tym roku jesteśmy przed decyzją, do jakiej szkoły zapisać syna. Czytałam w waszym portalu o wyższości publicznego przedszkola w stosunku do prywatnego i pomyślałam, że w sumie mam podobne odczucia, jeśli chodzi o szkoły podstawowe.

W mojej okolicy działa kilka szkół prywatnych, które kuszą "wyjątkową ofertą edukacyjną" i "indywidualnym podejściem do ucznia", ale nie zamierzam płacić za złudzenie prestiżu. Zdecydowałam, że wybierzemy szkołę publiczną, bo chcę, żeby moje dziecko wychowało się w normalnym środowisku, a nie w bańce elitarności.

Nie chodzi o to, że prywatne szkoły są złe. Po prostu nie wierzę w to, że fakt, iż rodzice wydają kilka tysięcy miesięcznie na naukę, sprawia, że ich dzieci są lepsze. Widziałam, jak wygląda rzeczywistość w tych placówkach – rodzice prześcigają się, kogo dziecko ma droższy plecak, gdzie było na wakacjach. Dzieci to widzą i od najmłodszych lat uczą się, że pieniądze dają przewagę nad innymi. Nie chcę, żeby mój syn wyrastał w przekonaniu, że jak coś kosztuje dużo, to znaczy, że jest lepsze.

Jakie jest twoje zdanie na temat różnic między prywatnymi i publicznymi szkołami? Napisz: mamadu@natemat.pl.

Chcę go uczyć życzliwości i równości

Wybrałam szkołę publiczną, w której są klasy integracyjne. Moje dziecko będzie miało kontakt z rówieśnikami o różnych możliwościach, nauczy się współpracy, empatii i tego, że w społeczeństwie są różni ludzie, nie tylko ci, którzy mają najnowsze gadżety. Może w klasie będzie ktoś z autyzmem albo dziecko z niepełnosprawnością. Dzięki temu oswoi się z tym, że nie każdy ma w życiu tak samo dobrze i wygodnie. Nie chcę, żeby patrzył na świat przez pryzmat statusu materialnego. Wolę, żeby zrozumiał, że liczy się to, jakim jest człowiekiem, a nie to, ile jego rodzice mają na koncie.

Szkoła publiczna to nie tylko oszczędność pieniędzy, ale przede wszystkim lekcja życia. Nie ma tam nadmiernego zagłaskiwania dzieci, nie ma tworzenia sztucznej rzeczywistości, w której każdy jest wybitny i wyjątkowy. Jest za to miejsce na prawdziwe relacje, na przyjaźnie, na naukę życia w grupie. Dzieci w szkołach publicznych uczą się, że nie zawsze będą w centrum uwagi, że czasem trzeba się dostosować do innych, że świat nie kręci się tylko wokół nich. I to jest dla mnie bezcenne.

Oczywiście, wiem, że szkoła publiczna nie jest idealna. Być może będzie w niej mniej zajęć dodatkowych, może nie będzie lśniących korytarzy i nowoczesnych tablic w każdej klasie. Ale dla mnie ważniejsze jest to, żeby moje dziecko uczyło się w miejscu, które przygotuje je do prawdziwego życia, a nie w złudnym świecie, w którym najważniejsze są pieniądze i prestiż.

Czytaj także: