nastolatka w sklepie
Dzisiaj nikt już nie mówi "dzień dobry", za to przeklinają jak szewc. fot. pl.123rf.com
Reklama.

Dzień dobry...

"Dzień dobry. A nie, przepraszam – 'dzień dobry' to już rzadkość. Właściwie w mojej pracy już tego nie słyszę. Mam na imię Alicja, mam 45 lat i od kilku lat pracuję w Rossmannie. Wychowuję trójkę dzieci, mój mąż pracuje na budowie. W domu się nie przelewa. Na koniec miesiąca czasem jemy chleb z ketchupem, bo a to dziecko ząb rozboli i trzeba lecieć do dentysty, a to znowu jakaś wywiadówka, składki, ubrania na zimę – same wydatki. A ja wcale kokosów nie zarabiam, choć praca jest ciężka. I psychicznie, i fizycznie.

'Kiedyś to było…' – ale serio, było lepiej. Nie chcę brzmieć jak stara maruda, ale naprawdę, kiedyś było inaczej. Pamiętam, jak jeszcze kilka lat temu dziewczyny wchodziły do sklepu, mówiły 'dzień dobry', uśmiechały się do ekspedientek, nawet jak coś kombinowały przy perfumach, to robiły to z jakąś klasą. A teraz? Dzisiejsza młodzież, zwłaszcza dziewczyny, jest inna. I to wcale nie w dobrym tego słowa znaczeniu.

Przychodzą w grupkach, głośne, z telefonami w rękach, z wykrzywionymi twarzami, jakby cały świat im coś zabrał. Wymalowane tak, że czasem nie wiadomo, czy to nastolatka, czy ktoś po trzydziestce. Brwi odrysowane, jak od szklanki, sztuczne paznokcie i usta tak powiększone, że ledwo się zamykają. Wszystkie na jedno kopyto. Na nogach legginsy, krótkie topy, jakby były na siłowni. Albo przeciwnie – ogromne bluzy z kapturami i szerokie spodnie, jak po starszym bracie. Perfumy? Pół flakonika na jedną wizytę. Tylko po to, żeby się popsikać na miejscu, a potem wychodzić, zostawiając za sobą smród zmieszanych zapachów.

Jak się teraz mówi do koleżanki? Jak do wroga

Ale to nie wygląd jest tu najgorszy. Najgorszy jest sposób, w jaki one się do siebie odnoszą. Stoję przy kasie i słyszę rozmowy:

– Ty ku**a, masz kasę na to? Bo ja na pewno nie będę ci dokładać.

– O Jezu, zamknij się, jak nie masz, to weź na raty, frajerko.

– Ej, to jest za 40 zł, co za syf.

Wszystko na wulgarnie, wszystko na nerwach, jakby świat im coś był winien. W ogóle nie ma czegoś takiego jak uprzejmość, koleżeńskość. Dziewczyny kiedyś potrafiły się wspierać, teraz jedna drugą by sprzedała za lepszy filtr na Instagramie. A przy kasie? Żadnego 'dzień dobry', żadnego 'dziękuję'. Rzucą pieniądze, wezmą torebkę i nawet 'do widzenia' nie powiedzą.

Kradzieże, oszustwa, chamstwo

Najgorsze są kradzieże. Dziewczyny w pełnym makijażu, z najnowszymi telefonami, markowymi torebkami – a do kieszeni ładują błyszczyki, podkłady, perfumy. Niekiedy nawet nie mają żadnej skruchy, gdy je przyłapiemy. Patrzą prosto w oczy i rzucają:

"Udowodnijcie mi to".

Mamy monitoring, ochronę, ale one wiedzą, jak działa prawo. 'Nie przekroczyło 800 zł? To nawet policji nie wzywajcie'. Kradną na bezczela, z uśmiechem. Bo przecież 'Rossmann to bogaty sklep, stać ich'.

Świat się zmienił. I nie wiem, czy na lepsze. Czasem wracam do domu i nie mogę się pozbierać. Bo widzę te dziewczyny i myślę: co z nich wyrośnie? Jak one będą traktować ludzi w pracy, w rodzinie? Przecież już teraz nie mają w sobie żadnej empatii. A ja? Pracuję dalej, bo muszę. Bo rachunki same się nie zapłacą. I codziennie nasłucham się rzeczy, których kiedyś wstydziłoby się powiedzieć na głos. I szczerze? Czasem naprawdę szkoda gadać".

(Imiona bohaterów zostały zmienione).

Chcesz ze mną porozmawiać? Napisz do mnie na maila: anna.borkowska@mamadu.pl
Czytaj także: