logo
Rodzice czują się osamotnieni w rodzicielstwie. fot. Marek BAZAK/East News
Reklama.

Rodzice zostawieni sami sobie

Współcześni rodzice małych dzieci to głównie pokolenie milenialsów. Oczywiście zetki już też powoli stają się rodzicami, ale to generacja Y wyznacza teraz wiele rodzicielskich trendów. Wielu rodziców z tego pokolenia zauważa, że ma dużo mniejszą pomoc i wsparcie przy dzieciach niż jeszcze 1-2 pokolenia wcześniej. W latach 90. i PRL-u często rodziny żyły w domach wielopokoleniowych, a kiedy rodzice szli do pracy, dziećmi zajmowali się dziadkowie czy ciocie.

Nikt nie martwił się ugotowaniem obiadu czy odbieraniem dzieci z przedszkola, bo zawsze znalazł się ktoś bliski, kto wsparł w potrzebie. Dziś rodzice w wielu takich kwestiach muszą radzić sobie sami. Nie każdego stać na opłatę dla niani czy opiekunki, która odbierze dzieci z przedszkola wcześniej i zostanie z nimi do wieczora, zanim wrócą rodzice z pracy.

Część obecnych matek i ojców wyprowadziła się z rodzinnych miejscowości do większych ośrodków miejskich, więc nie może liczyć na codzienną pomoc dziadków, nawet jeśli ci są już na emeryturze (a część nadal jest czynna zawodowo lub otwarcie mówi, że nie chce zajmować się wnukami na pełen etat). O tym braku wsparcia napisała w portalu Threads użytkowniczka o nicku sunshine_and_chill.

"Wychowywanie dzieci (w moim przypadku dwójki małych) BEZ żadnego wsparcia to jest w ogóle jakiś inny level rodzicielstwa. Bez dziadków, rodzeństwa, z samym partnerem, bez cioć, krewnych, przyjaciół (bo wszyscy zapracowani)..." – wylicza autorka wpisu. Na koniec podsumowuje słowami do tych, którzy mają inaczej niż ona: "Ludzie, którzy MAJĄ owe wsparcie: nawet nie wiecie, o ile macie łatwiej. Ile macie szczęścia. Bądźcie wdzięczni. Gdyby nie terapia i leki, już dawno siedziałabym w psychiatryku. Rodzicielstwo NIGDY nie powinno być na głowie jednej osoby" – zauważa z pewnym żalem i smutkiem.

Do wychowania dziecka potrzeba wioski

Nie chodzi o to, by zrzucać odpowiedzialność na innych za swoje dzieci czy wymagać, by ktoś opiekował się nimi za nas. Chodzi o to, by móc się do kogokolwiek zwrócić o pomoc w nagłych sytuacjach, o wsparcie psychiczne i emocjonalne, rozmowę w trudnych momentach. Mówi się przecież, że do wychowania dziecka potrzeba całej wioski i to o takie wsparcie chodzi.

Pojawiają się też smutne komentarze o tym, że dzisiejsi rodzice, gdy sami byli dziećmi, w dużej mierze wychowywali ich dziadkowie i ciocie, bo rodzice dużo pracowali. I teraz gdy sami są rodzicami, jest im przykro, że nie dostają od swoich bliskich takiej pomocy, jak tamci dostawali te 20-30 lat temu.

Nie da się ukryć, że współcześni rodzice często czują się osamotnieni w swoim rodzicielstwie. Brak wsparcia ze strony rodziny, konieczność godzenia pracy zawodowej z wychowaniem dzieci i presja społeczna sprawiają, że wiele osób balansuje na granicy wyczerpania. Choć niektórzy dziadkowie aktywnie angażują się w życie wnuków, inni wolą cieszyć się emeryturą bez dodatkowych obowiązków – i mają do tego pełne prawo.

Taki model rodzicielstwa, w którym wszystkie obowiązki spoczywają na barkach mamy i taty, nie jest dobrym rozwiązaniem, ale nie wszyscy mają wybór. Może warto szukać nowych form wsparcia – w sąsiedzkich inicjatywach, grupach rodziców czy po prostu w społeczności lokalnej? Bo choć czasy się zmieniły, potrzeba pomocy i zrozumienia pozostaje taka sama jak zawsze.

Masz podobne doświadczenia w rodzicielskim osamotnieniu? Podziel się swoją opinią: martyna.pstrag-jaworska@mamadu.pl lub: mamadu@natemat.pl.
Czytaj także: