"Mój syn Paweł ma 9 lat i jest wulkanem emocji. Ostatnio każde nasze popołudnie zamieniało się w prawdziwy test cierpliwości – on pyskował, a ja próbowałam nie zwariować i opanować frustrację. Aż w końcu, zamiast krzyku, spróbowałam czegoś innego, co zadziałało jak magia". Nasza czytelniczka okiełznała swojego syna koncertowo.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Bycie rodzicem to wyzwanie, ale kiedy masz w domu dziewięciolatka z mocnym charakterem, to czasami czujesz, że balansujesz na krawędzi. Paweł od zawsze miał coś do powiedzenia, szczególnie wtedy, gdy nie było mu na rękę zrobienie czegoś, o co prosiłam. 'Nie będę tego sprzątać!', 'Dlaczego zawsze ja?', 'Sama sobie to zrób' – to tylko 'próbka' jego codziennego repertuaru. Pyskówki na każdym kroku wyczerpywały mnie
emocjonalnie i sprawiały, że zamiast spędzać fajny czas razem, walczyliśmy jak na polu bitwy.
Nie ukrywam, były momenty, kiedy traciłam cierpliwość i podnosiłam głos. Ale zauważyłam, że to tylko nakręcało Pawła. On był jeszcze głośniejszy, ja bardziej zmęczona, a nasz dzień kończył się w poczuciu porażki. Wiedziałam, że coś muszę zmienić i długo myślałam nad jakimś rozwiązaniem...
Kluczowe zdanie, które zmieniło wszystko
Pewnego dnia, gdy mój syn po raz kolejny zaczął odszczekiwać, wzięłam głęboki oddech i postanowiłam nie dać się sprowokować. Spojrzałam mu prosto w oczy i spokojnym,
ale stanowczym tonem powiedziałam: 'Wiem, że teraz się złościsz, ale to nie zmienia zasad. Kiedy się uspokoisz, porozmawiamy'. Nie było w tym ani złości, ani pretensji – tylko spokój i konsekwencja.
Paweł na początku zareagował zdziwieniem, ale chwilę później faktycznie zamilkł. Po kilkunastu minutach podszedł do mnie sam i zapytał, czy możemy porozmawiać. To był dla mnie znak, że to działa – nie od razu, ale stopniowo zaczął dostrzegać, że nie musi krzyczeć, żeby zostać wysłuchanym.
Spokój rodzi zrozumienie
Dzięki tej małej zmianie w podejściu zauważyłam, że Paweł staje się bardziej świadomy swoich emocji. Oczywiście, nie oznacza to, że nigdy już nie pyskuje – to byłoby zbyt piękne. Ale kiedy widzi, że ja zachowuję spokój, łatwiej mu się wyciszyć i wrócić do rozmowy.
Ta metoda działa, bo daje mu poczucie kontroli nad sytuacją, ale jednocześnie jasno wyznacza granice. To dla mnie ważna lekcja – krzyk nigdy nie rozwiązuje problemów, a spokojna i konsekwentna reakcja naprawdę może zmienić sposób, w jaki dziecko reaguje. Paweł uczy się, jak radzić sobie z emocjami, a ja uczę się, jak być mamą, która nie
traci głowy w obliczu trudnych sytuacji. I choć nasze dni wciąż są pełne wyzwań, widzę, że ta zmiana przynosi nam obu korzyści".
A jak wy radzicie sobie w takich sytuacjach? Może macie inne sposoby, które działają równie dobrze?