Kiedy my, dorośli, myślimy o świątecznych zakupach, tym co przygotujemy do jedzenia i jak usadzimy gości przy wigilijnym stole, dzieci dyskutują tylko o jednym: prezentach. I choć staram się zrozumieć, że tak bardzo pod choinką chcą znaleźć zdalnie sterowany samochód, to tak naprawdę nie mogę zrozumieć ich toku myślenia.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Na święta Bożego Narodzenia czekam cały rok. Choć za zimą szczególnie nie przepadam, to świąteczna magia jest tym, co rozpala we mnie iskierkę nadziei.
Magia świąt
Świat pędzi tak szybko, że czasami trudno za nim nadążyć. Pęd, pośpiech i gwar, jakie towarzyszą nam na co dzień, sprawiają, że zapominamy o tym, co najważniejsze. Tysiące myśli krzątają się po naszej głowie, problemy piętrzą, a wyzwania nie dają za wygraną. Lekko nie jest, to pewne. Mija dzień za dniem, tydzień za tygodniem, miesiąc za miesiącem.
Nadchodzi grudzień, którego początek wcale nie jest łatwiejszy. Mniej więcej w drugiej połowie rozpoczynamy świąteczne przygotowania i wpadamy w zakupowy szał. Jesteśmy przemęczone, niewyspane, a niekiedy i podirytowywane. Niby mamy dość, ale nie możemy się doczekać, kiedy wybije ta magiczna godzina.
I nagle jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki świat się zatrzymuje. Problemy znikają i nastaje błogi spokój. W tle słuchać kolędy i dzwoneczek zawieszony na szyi renifera. Pierwsza gwiazdka zapowiada przybycie Mikołaja. Całą rodziną siadamy przy świątecznym stole i kiedy chcemy zacząć celebrację, słyszymy: "Mamo, a gdzie są prezenty?".
Musisz to synu wiedzieć
W ubiegłym roku zapytałam swoje dzieci, z czym kojarzą im się święta. I tak naprawdę nie liczyłam na cud i przypuszczałam, jaką odpowiedź usłyszę. Padło na prezenty, upominki i Mikołaja. Nie wspomniały o rodzinnej atmosferze, blasku światełek na choince czy korzennym pierniku, który wspólnie upiekliśmy.
Poczułam jakąś pustkę, być może żal. Miałam pretensje, ale tylko i wyłącznie do siebie, bo miałam poczucie, że jako matka nie odrobiłam ważnej lekcji. Zawiodłam, dałam ciała.
Nie użalałam się jednak zbyt długo nad sobą, a zakasałam rękawy i zaprosiłam dzieci na pogawędkę przy kominku. Machina magicznych wspomnień ruszyła. Opowiadałam o zapachu mandarynek, który przed świętami unosił się w moim rodzinnym domu. O wspólnym kolędowaniu, rodzinnych spacerach i budowaniu bałwana.
Powiedziałam wprost, bez owijania bawełnę: – Zapamiętajcie, że prezenty w święta nie są najważniejsze. Przytuliliśmy się do siebie i rozpoczęliśmy kolędowanie. W takim bezruchu pozostaliśmy do późnych godzin wieczornych. W powietrzu unosiła się magia, której wszyscy tak bardzo potrzebowaliśmy.
Tegoroczne święta będą inne niż wszystkie dotychczasowe. Moi synowie owszem, czekają na prezenty, ale nie traktują ich priorytetowo. Bardziej niż Mikołaja, nie mogą się doczekać odwiedzin bliskich, których już tak dawno nie widzieli. To piękne.