Kiedy patrzę na współczesne pokolenie dzieci, a w szczególności to w wieku szkolnym, przepełniają mnie obawy i wątpliwości. Jest jakieś inne, ale dokładnie nie potrafię ubrać tego w słowa. Może to odwaga i podążenie za marzeniami? A może nieustępliwość, zawziętość i obojętność? Przeczytałam wiadomość napisaną przez Gosię, nauczycielkę historii. Sama nie wiem, co o tym myśleć.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Być może pomyślicie, że to przesada, wyolbrzymianie problemu i niepotrzebny rozgłos. Przyznaję, że w pierwszym momencie też odniosłam takie wrażenie. Wystarczyła jednak chwila refleksji, moment zastanowienia, bym zrozumiała, że Gosi obawy są słuszne i (co ważne) poparte dowodami.
Jest coraz gorzej
"Od lat pracuję jako nauczycielka i z każdym kolejnym rokiem zauważam narastający problem, który nie daje mi spokoju. Przyglądam się zachowaniu nie tylko dzieci, ale i rodziców, którzy stają się coraz gorsi. I nie są to słowa bezmyślnie rzucone na wiatr.
Piszę to z pełną odpowiedzialnością: postawa opiekunów XXI wieku jest karygodna. Ich podejście jest lekceważące, lekkomyślne i absurdalne.
Dzieci coraz częściej przychodzą do szkoły lub przedszkola nieprzygotowane do podstawowego funkcjonowania w grupie. Brakuje im ogłady, są nieposłuszne, nie potrafią podporządkować się regułom i nie mają szacunku do osób starszych.
Pomijam już to, jak odnoszą się do rówieśników. Te głupie odzywki jestem jeszcze sobie w stanie jakoś wytłumaczyć, choć i tak ciężko mi się ich słucha. Ale słowa, które padają w kierunku kadry pedagogicznej, są niedopuszczalne. Nawet mi się to w głowie nie mieści.
Przecież to rolą rodziców jest wpojenie dzieciom pewnych wartości, wyjaśnienie, czym jest empatia i szacunek. Coraz częściej odnoszę wrażenie, że rodzice oddają swoje obowiązki wychowawcze w ręce nauczycieli, zapominając, że wychowanie dziecka zaczyna się w domu.
Niepokoi mnie ta przemądrzałość i brak pokory, które obserwuję niemalże na każdej lekcji i przerwie. Wydaje mi się, że uczniowie przyzwyczajeni są do tego, że ich zdanie zawsze jest najważniejsze, a granice są jedynie pojęciem teoretycznym, które z rzeczywistością nie ma niczego wspólnego.
Kiedy próbuję zasugerować rodzicom, w czym tkwi problem, nad czym trzeba popracować, często spotykam się z oporem i niezrozumieniem. Zamiast współpracy, widzę obronną reakcję, jakby każda sugestia była atakiem na ich kompetencje rodzicielskie.
Opiekunowie zapominają, że wychowanie uczniów to nasza wspólna odpowiedzialność. Bez ich zaangażowania i wsparcia szkoły czy nawet przedszkola nigdy nie spełnią w pełni swojej roli.
Chciałabym zachęcić rodziców do rozmów z dziećmi, do nauki zasad i stawiania granic, które są niezbędne do prawidłowego rozwoju. Wspólnie możemy wychować pokolenie pełne wartości, szacunku i empatii.
My sami, w pojedynkę, bez wsparcia rodziców, nie damy rady. Mimo starań i chęci poniesiemy porażkę, która sądzę, że przez nikogo nie jest pożądana. Zróbmy coś, by jej uniknąć.
Rodzice, obudźcie się i przestańcie traktować swoje dzieci jak pączki w maśle, które nie mają obowiązków, nie przestrzegają reguł i zasad. A jeśli szybko nie przejrzycie na oczy, to jestem wręcz pewna, że za kilka lat będziecie tego żałować".
Co o tym sądzisz? Napisz, proszę, na adres: klaudia.kierzkowska@mamadu.pl