Najstarsze alfy mają po 14 lat i coraz stabilniej stąpają po ziemi. Nie są już dziećmi, ale do odpowiedzialnych dorosłych wciąż wiele im brakuje. Często mają nadmierne oczekiwania i żądania. Nie szanują granic i zachowują się tak, jakby wszystko im się należało. Wyciąg bankowy, który pokazała mi Monika, matka alfy, obnażył prawdę. Niestety – smutną.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Moje dzieci to alfy, które (póki co) jeszcze nie dały mi nieźle w kość. Najstarszy syn ma 8 lat, najmłodszy skończy niedługo rok. Wszystko przed nami i przyznaję, że trochę się boję. Życie z nastolatkiem pod jednym dachem to podobno coś jak igranie z ogniem. Trzeba zachować szczególne bezpieczeństwo. Po ostatniej rozmowie z Moniką moje obawy są jeszcze większe.
Niełatwa podróż
Monika to mama 14-letniej Alicji, która dla mnie wciąż jest małą, uroczą dziewczynką z kucykiem na czubku głowy. Dawno jej nie wiedziałam, a podobno zmieniła się nie do poznania. Podczas ostatniego babskiego spotkania Monika bardzo się otworzyła i wyrzuciła z siebie wszystko, co leżało jej na sercu. Uwierzcie mi, że było tego naprawdę sporo.
– W wieku 12 lat Alicja przeszła prawdziwą metamorfozę. Zarówno wewnętrzną, jak i zewnętrzną. I o ile do tego, jak się ubiera czy czesze, staram się nie wtrącać, to jej zachowanie pozostawia wiele do życzenia. Ta rewolucja jakby wydarzyła się z dnia na dzień i była dla mnie totalnym zaskoczeniem.
Nagle moja mała dziewczynka przemieniła się w nastolatkę (i to nie byle jaką). Ala ma swoje zdanie i nikt nie może się jej sprzeciwić, bo zaraz się obraża. Ma swoje wymagania i koniec kropka. I o ile kiedyś bez problemu zakładała ubrania ze zwykłej sieciówki czy nawet secondhandu, to teraz na rzeczy bez markowych znaczków nawet nie chce spojrzeć – opowiada Monika.
Monika kupuje jej drogie buty, ciuchy, bo jak twierdzi, nie ma innego wyjścia. Nie chce, by córka miała do niej pretensje i by czuła się gorsza na tle rówieśników.
– Ostatnio nawet powiedziała, że nie pójdzie do osiedlowego fryzjera tylko do jakiegoś stylisty gwiazd, u którego dosłownie za podcięcie końcówek i grzywki musiała zapłacić 300 zł. Ty sobie wyobrażasz? To ja sama sobie w domu farbuję włosy, bo mi kasy szkoda, a ta małolata takie rzeczy mi wymyśla – dodała.
Wyciąg bankowy
Wytrzeszczyłam oczy ze zdziwienia i nie mogłam uwierzyć w to, że ta mała i urocza dziewczynka zmieniła się w taką "bestię". – Poczekaj, coś ci pokażę – powiedziała i wyciągnęła z torebki telefon. Zalogowała się na konto bankowe i weszła w sekcję wydatki.
– Patrz: 500 zł kurtka, 300 zł buty, o, tu ten nieszczęsny fryzjer, tutaj dałam jej 150 zł na kosmetyki. O, a tu zapłaciłam 2500 zł za nadchodzące ferie zimowe. Już nawet dalej nie będę ci pokazywała, by cię bardziej nie straszyć. Nie martw się, ciebie też to czeka – dodała z przekąsem w głosie.
Porozmawiałyśmy jeszcze chwilę i zaraz każda pobiegła w swoją stronę. Ja po syna do przedszkola, ona po czapkę z wełny merynosa dla córki. Podobno na inną nawet nie chce patrzeć. Przyznaję, zaczęłam się bać.
Masz ochotę dodać coś od siebie i podzielić się swoją historią? Napisz do mnie: klaudia.kierzkowska@mamadu.pl