Ponad 10 lat temu uczyłam się jeździć zarówno na nartach, jak i na snowboardzie. Mimo kilku sezonów spędzonych na stoku jakoś nie odnalazłam w tych sportach przyjemności. Mój mąż także. Piesze wędrówki w śniegu? Też nie bardzo do nas przemawiają. Lubimy góry, owszem, ale latem. Uznaliśmy więc kilka lat temu, że wyjazd w góry zimą w naszym przypadku nie ma absolutnie sensu.
Młodsza córka chodzi do przedszkola, a starsza jakoś nie jest przekonana jeszcze do zimowiska. W sumie trudno się dziwić, skoro nigdy zimą nie wyjeżdżamy, ale nie narzeka. Co roku spędza ten czas z dziadkami lub w szkole. Jest zadowolona z zimy w mieście: baseny, łyżwy, muzea i inne atrakcje. Zdałam sobie jednak sprawę, że rezygnując z nart, zrezygnowałam z czegoś bardzo ważnego.
Ferie zimowe to czas przerwy od szkoły i w sumie na tym zawsze się skupiałam. Zdecydowanie za bardzo. Najpierw dzieci nie chodziły do szkoły, a potem udawało nam się zapewnić atrakcje w mieście. Jaki jest tego efekt? Ostatnie rodzinne wyjazdy kończymy we wrześniu, a pierwsze co udaje nam się ogarnąć po zimie to... majówka. Oznacza to dla nas jakieś 7 miesięcy bez przerw od pracy i od życia codziennego.
Dłuższy weekend w domu jakoś przestaje relaksować, wyjścia na miasto, choć nie nudzą, to już tak nie regenerują, podobnie jak granie w planszówki czy leniwe poranki we własnym łóżku. Choć co roku obiecujemy sobie "coś" zorganizować, to jakoś się nie udaje. Narty to kapitalna wymówka, pretekst, by się wyrwać z domu i odciąć od codzienności. Pobyć razem, naładować baterie nie tylko każdy z osobna, ale także jako cała rodzina.
Od wczesnej wiosny do jesieni staramy się być aktywni na świeżym powietrzu, ale co, jeśli śnieg, mróz i narty to nie nasz żywioł? Odpuściłam wyjazdy, bo wydawało mi się to mało istotne, a teraz będziemy się (znowu) podpierać nosem ze zmęczenia aż do wiosny.
W końcu dotarło do mnie, że to czasem droga zabawa, ale chyba jednak warto pokombinować, by skorzystać z tych dziecięcych ferii, dla nich, dla siebie i dla swojej rodziny.
My za rok spróbujemy wyjazdu nad Bałtyk, a może jakieś ciepłe kraje? A wy macie jakieś pomysły na urlop zimą, ale bez nart?