Rozpieszczone, marudne, opryskliwe i niewychowane – epitetom płynącym w kierunku naszych dzieci niekiedy nie ma końca. Tylko jakim prawem? Kto i jakie ma podstawy, by wypowiadać takie słowa? By oceniać, osądzać i wyciągać wnioski. Wnioski, które są pochopne i z faktycznym stanem rzeczy nie mają zbyt wiele wspólnego. Zapraszam do urzędu.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Co jak co, ale w ocenianiu, obgadywaniu i wylewaniu jadu to my jesteśmy mistrzami. Niektórzy te kąśliwe epitety opanowali do perfekcji. Sypią nimi jak z rękawa, a kiedy widzą matkę z dzieckiem, wrzucają na wyższy bieg. Tylko dlaczego? Czemu ta matka albo to dziecko jest winne?
Jad i żółć
Najpierw przyjrzyjmy się grupie osób, które nie zdecydowały się na dziecko. I zadajmy sobie pytanie: dlaczego? Przypuszczam, że w zdecydowanej większości przypadków była to długa i dobrze przemyślana decyzja. Są jednak jednostki, które poszły taką, a nie inną drogą, bo nie miały innego wyjścia.
Nasłuchały się pretensji, zarzutów i obelg kierowanych w stronę matki z dzieckiem i ze strachu zrezygnowały z macierzyństwa. Przestraszyły się, zaczęły się wahać, nie były pewne? Zauważyły, jak żmije kąsają, wylewają swój jad i być może podziękowały. I w sumie to wcale się nie dziwię. Sama musiałam zatykać uszy, by nie uciec od macierzyństwa.
Kochane urzędniczki
Taka sytuacja. Idę do urzędu, szybko, z samego rana. Spieszę się, by zdążyć odprowadzić dzieci do szkoły i przedszkola. Dzieci, które razem z babcią jedzą śniadanie. Dzięki Bogu, że przyjechała, bo gdybym miała całą trójkę szykować na poranne wyjście do urzędu, musiałabym wstać po północy.
Biorę numerek, siadam i czekam w kolejce. Przede mną tylko dwie osoby. Starszy pan i matka z dzieckiem. Dziewczynka, na moje oko, taka 2,5-latka. Widać, że zaspana, nieco marudna. Przytula się do mamy, siada jej na kolanach. Uśmiecham się, a ona nieśmiało macha mi rączką.
Schodzi z kolan i podbiega do kącika zabaw. Matka woła córkę do siebie i podchodzi do okienka. Siedzę w pobliżu i przyglądam się małej. Stoi i czeka cierpliwie, ale tylko przez chwilę. Zaczyna coś mówić do matki i ciągnie ją za róg spódnicy. Ta szepcze jej coś na ucho, ale mała nie daje za wygraną. Mija jedna minuta, druga, a dziewczynka coraz szybciej przebiera nogami w miejscu. Matka znów odwraca się od urzędniczki i koncentruje na córce.
– Dziecko to powinno siedzieć w przedszkolu, a nie mi się tu po urzędzie szwendać. Proszę następnym razem córkę zostawiać w domu – wykrzyknęła urzędniczka.
Było ją chyba na drugim końcu korytarza słychać. Podeszłam do okienka i poprosiłam, by opanowała emocje.
– Druga Matka Polka – usłyszałam z pretensją w głosie.
Zaczęła coś przebąkiwać pod nosem. Odwróciłyśmy się na pięcie i poszłyśmy do innego okienka. Nie wdawałyśmy się w dalsze dyskusje, szkoda zdrowia.
Stara panna?
Matki doświadczają w przestrzeni publicznej wielu przykrych sytuacji. Są traktowane z góry, po macoszemu. Niektórzy wylewają na nie wiadro pomyj i kąsają jadem. Traktują jak ludzi gorszego sortu, zło ostateczne i margines społeczny.
Kim one są? Kim są kobiety, które drugiej kobiecie, matce wbijają szpilę za szpilą? Szukam, ale nie potrafię znaleźć odpowiedzi na to pytanie. Tak nie powinno być, to niesprawiedliwe i krzywdzące.
Nie wiem, ale na pewno coś jest na rzeczy, no bo nikt bezpodstawnie nie żywi do matek z dziećmi takiej nienawiści.
Spotkałaś się z podobną historią w urzędzie i masz ochotę się nią podzielić? Napisz do mnie na adres: klaudia.kierzkowska@mamadu.pl