Wyprawa do lasu z dzieckiem to nie tylko świetna okazja do aktywnego spędzenia czasu na świeżym powietrzu, ale także doskonały sposób na rozwijanie wyobraźni i ciekawości świata. Kontakt z naturą wspiera rozwój sensoryczny, a obserwacja przyrody uczy cierpliwości i koncentracji. Spacer wśród drzew to także moment na wzmocnienie więzi rodzinnych, daleko od codziennego pośpiechu. Dziecko odkrywa różnorodność roślin i zwierząt, co pobudza jego kreatywność i zmysł obserwacji. Jak zauważa nasza czytelniczka Joanna, rodzice absolutnie nie potrafią z tego korzystać.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Z zainteresowaniem przeczytałam pani artykuł na temat filmu z lasu. Obejrzałam go też. Nawet trzy razy, bo oczom własnym i uszom nie mogłam uwierzyć. Powiem jedno... Jestem przerażona. Nie faktem użycia technologii do posiłkowania się przy oznaczaniu grzybów, jako atrakcji, ale sposobem, w jaki się to odbywa.
Lekcja braku szacunku dla przyrody
Nie patrzę z punktu widzenia pedagoga, ponieważ nim nie jestem, ale matki dwóch jeszcze nieletnich synów i przyrodnika z wykształcenia i zamiłowania. Film krótki, a jednak wyłapałam kilka momentów, w których ja sama postąpiłabym zupełnie inaczej. Przede wszystkim dla dobra dziecka. Przy okazji reszty rodziny i przyrody.
Pytanie podstawowe... Czy każdego napotkanego grzyba, którego chcą oznaczyć, muszą zrywać? Widzę, całkowity brak szacunku dla przyrody, do której przyszli po jej dary. Czy nie można było schylić się, uklęknąć i dać temu grzybowi żyć, nawet jeśli nie jest jadalny? Z każdym następnym tak samo postąpią? Zapewne tak, bo jak widać, tu kompletnie nie liczyła się nauka.
Nie dość, że pan nie dał spróbować dziecku przeczytać, albo zrobić tego wspólnie, choć to świetna okazja do nauki czytania, to zrobił to od razu sam i na dodatek błędnie. To nie pomrunik, a ponurnik. Drobna różnica, a jednak.
Czego się dziecko nauczyło? Niczego. Nie zwróciło uwagi na cechy grzyba, nie zapamiętało ich. Nawet nazwa nie zostanie w głowie. Zatem spore prawdopodobieństwo, że kolejny napotkany ponurnik aksamitny zostanie potraktowany w dokładnie ten sam sosób, bez szacunku dla przyrody, a dziecko i tak nie będzie miało szans ani wiedzy, by go rozpoznać w terenie.
Nikt z nich się nie znał?
Kolejna sytuacja... Pani babcia, widać wiekowa, więc wiedzę i doświadczenie podczas zbierania grzybów, zwłaszcza tych, które zostaną zaserwowane rodzinie, wydawałoby się, że powinna mieć. Tymczasem nie zareagowała na fakt, że aplikacja błędnie oznaczyła tego grzyba. Bo to nie koźlarz babka (tu też pan błędnie przeczytał jako koźlak, choć oficjalna nazwa rodzajowa to koźlarz), a maślak, tak jak jego nazwa przyszła jako pierwsza pani na myśl. Nawet z tej odległości widać resztki skórkowatego pierścienia. Obstawiłabym na pierwszy rzut oka, bez brania do ręki jako maślaka żółtego, ewentualnie rdzawobrązowego, ale na pewno maślaka, a nie koźlarza.
Pani i reszta rodziny decyzję aplikacji przyjęli jako pewnik i poszli dalej. W tym wypadku nic złego im się nie stanie. Ale co by było, gdyby zamiast czubajki kani, trzymali w rękach i zabrali do domu równie błędnie oznaczonego muchomora sromotnikowego? Aż strach pomyśleć. Poza tym znów ten sam wniosek. Czego się nauczyli przy maślaku? Niczego.
Pomoc, a nie wyrocznia
Niestety, ludziom, którzy nie mają wiedzy, albo mają wątpliwości, co to za grzyb, ślepe kierowanie się tylko wynikami aplikacji może wyjść na gorsze, niż tym, którzy tej aplikacji przy sobie nie mają. Taka prawda. Bo jeśli sama mam wątpliwości, to kierując się zdrowym rozsądkiem i pierwotnym instynktem przetrwania, zostawię takiego grzyba w lesie. Im nikt nie będzie w stanie pomóc, bo na to będzie już za późno.
Kiedy chodzi o nasze życie i zdrowie, można takiej aplikacji używać do wspomagania procesu oznaczania, jako atrakcji na grzybobraniu, ale zdecydowanie nie jako pewnika. Bo to nie gra, nie zabawa. Od jej decyzji zależy życie ludzi, zwłaszcza tych, którzy na grzybach się nie znają.
Podsumowując, po obejrzeniu tego filmu i tylko tego z udziałem Wujka Porady, zastanawiam się, kto tego pana kreuje i traktuje jako autorytet. Moim zdaniem nie użycie tej aplikacji, ale prędzej pokazane tu bezmyślne i bezkrytyczne zawierzenie jej oraz powielanie takich niebezpiecznych zachowań stanie się przyczyną upadku ludzi.
Jedyny pozytyw, jaki zauważyłam. Pies w lesie był prowadzony na smyczy. Domyślam się, że raczej ze względu na niego samego niż zwierzynę leśną, której by nie dogonił, ale jednak. Pozytywny nawyk i za to należy się pochwała. Tylko za to".