Byłam gotowa zwrócić uwagę mierzącemu prawie dwa metru ojcu, gdy jego twarz zaczęła przybierać kolor purpury, bo jego dziecko pozbawione paczki żelków zaczęło płakać i krzyczeć. Drżenie w głosie taty-dryblasa jednak ustąpiło. Kucnął przy synu i zaproponował grę, która szybko osuszyła dziecięce łzy.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Podejrzanie długo czytałam skład pierogów ruskich, gdy za moimi plecami, przy regale z czekoladami, batonikami i żelkami, rozgrywał się rodzinny dramat. Na pierogi nawet nie miałam ochoty, ale liczyłam, że uda mi się w miarę dyskretnie dowiedzieć, dlaczego ten na oko 4- czy 5-letni chłopiec tak płacze. Przy nim stali starszy o kilka lat brat i tata.
Widziałam, że tata zaczyna się niecierpliwić. Duży wózek na zakupy był prawie pusty, być może mężczyźnie się spieszyło i nie spodziewał się tak długiego postoju przy słodyczach. Kilka razy spokojnym głosem powiedział, że chłopiec nie dostanie żelków i że prosi, żeby przestał płakać. Podejrzewam, że czuł na sobie pełen dezaprobaty wzrok przechodzących obok ludzi (aż dziwne, że nie zebrał braw jako ojciec, który w ogóle zabrał dzieci ze sobą na zakupy).
Krzyknął w końcu. Raz, drugi. Poczerwieniał na twarzy. Starszy chłopak zaczął ewidentnie się nudzić, bo zajął się oglądaniem z bliska tabliczek czekolad, tak jak i ja przeniosłam się z ruskich na naleśniki z twarogiem i rodzynkami. Wydawało mi się, że ojciec jest na skraju, że zaraz przyłoży temu chłopcu. Gotowa byłam porzucić to czytanie składów, by stanąć w obronie płaczącego kilkulatka.
Nietypowy sposób na dziecięcą frustrację
A wtedy tata kucnął przy synu. Nie przytulił go, nie przeprosił. Zamiast tego zapytał, czy chłopiec ma ochotę zagrać ze starszym bratem w grę. Mieli jeszcze sporo produktów do kupienia. On będzie wymieniać produkty z listy, a chłopcy będą mieli za zadanie znaleźć je na półce i wrzucić do wózka. Ten, który znajdzie więcej produktów jako pierwszy, wygrywa. Twarz płaczącego kilkulatka natychmiast pojaśniała.
Chłopcy ruszyli do zabawy, a ja mogłam przestać czytać te nieszczęsne składy (dotarłam już do pierogów gyoza z warzywami). Mijałam ich kilka razy między alejkami, przeganiali jeden drugiego, a po łzach nie było ani śladu.
Nie jest to kolejna historia o tym, by kucnąć przy dziecku i być z nim w jego trudnych emocjach. By w ciszy pozwolić, by się wypłakało i wyrzuciło z siebie całą frustrację. By zapytać o zgodę na przytulenie, by zapewnić, że jest się obok. Nie ma tu liczenia do miliona, by tylko nie krzyknąć. Jest prawdziwa scenka z życia, w którym rodzic reaguje najlepiej, jak umie w danym momencie. W tym wypadku: zabawą. Może to strategia, którą warto wypróbować, gdy znajdziesz się w podobnej sytuacji?