Na początku roku szkolnego większość uczniów ma motywację do nauki, bo odpoczęła podczas wakacji. Co jednak z chęciami, kiedy na pierwszej lekcji dzieci i młodzież od razu otrzymują listę z datami nadchodzących sprawdzianów? Mama 15-letniego chłopca przyznaje, że to jak "dostać obuchem po głowie".
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Rozpoczęcie roku szkolnego miało miejsce dosłownie kilka dni temu i nie minął nawet cały pierwszy tydzień szkoły, a moje dziecko dostało już przysłowiowym obuchem w głowę. Wiem, że teraz jest czas, kiedy wszyscy narzekają na plany lekcji, temperatury w klasach czy wybór klasowej trójki. Chciałabym dorzucić swoją cegiełkę i podzielić się czymś, co mnie zaskoczyło (bardzo negatywnie) w nowym roku szkolnym w szkole mojego dziecka" – zaczyna swój list mama 15-latka.
"Mój starszy syn jest w 2. klasie liceum ogólnokształcącego. To publiczna placówka, zespół szkół w dużym wojewódzkim mieście, który ma renomę. Jako najlepsze w naszej okolicy jest uważane katolickie prywatne liceum, więc uważam, że jeśli chodzi o publiczne licea, to, do którego chodzi Stasiek, jest w ścisłej czołówce. Uczniowie mają naprawdę dobre wyniki na maturze, a część grona pedagogicznego to osoby, które znam osobiście, więc wiem, ile wymagają od uczniów.
Równocześnie szkoła chwali się, że jest przyjazna uczniom, otwarta na dialog i skupia się na tym, żeby młodzież uczyła się tego, na czym jej najbardziej zależy i co ją interesuje. Wiadomo oczywiście, że realizują podstawę programową, ale syn w zeszłym roku był zachwycony tym, jak bardzo nauczyciele słuchali uczniów i kierowali się ich zainteresowaniami przy doborze materiału".
Początek roku nie taki radosny
Mama nastolatka przyznaje, że kolejny rok szkoły był pewnym zawodem: "W tym roku jakby czar prysł już po kilku dniach od rozpoczęcia roku. Wiecie, że już 3 września, czyli pierwszego normalnego dnia szkoły, w Librusie syna pojawił się wpis o klasówce? Normalnie aż ze zdumienia odświeżyłam 2 razy stronę, bo nie chciało mi się wierzyć. Z czego dzieciaki mogą mieć sprawdzian po tygodniu nauki?
Ano okazuje się, że wcale nie z materiału, który zdążą zrealizować na 2-3 kolejnych lekcjach, a z tego, co robili w wakacje. Bo polonistka zadała młodzieży do przeczytania przez lato dwie lektury i teraz chce sprawdzić, kto faktycznie sięgnął po książki. Wiem, że to wakacyjne czytanie lektur to może być dobry pomysł, ale żeby od razu w drugim tygodniu września robić sprawdziany? Okazało się, że to nie jest jedyna nauczycielka, która wymyśliła coś takiego.
Następnego dnia w dzienniku pojawiły się kolejne 2 klasówki: z matematyki i języka angielskiego. Anglistka jest moją znajomą, więc postanowiłam prywatnie spytać ją, z czego chce po tygodniu nauki robić sprawdzian, skoro jeszcze nie zaczęli żadnego materiału. Okazało się, że w tym przypadku to ma być taka 'diagnoza', żeby wiedzieć, jak rozplanować materiał i jak pracować z uczniami, bo w zeszłym roku klasa miała lekcje z kimś innym.
To jednak zrozumiała sytuacja, ale pozostałe to sprawdzanie wiedzy na ocenę, co wg mnie jest jednak przesadą. Jak te dzieci mają czerpać radość ze zgłębiania wiedzy, kiedy od pierwszych dni dostają wyłącznie informacje, że na każdym kroku będą sprawdzane i oceniane. W taki sposób niszczymy w nich ciekawość i motywację, którą wielu ma po wakacjach, bo odpoczęli i chcą od nowa podejmować się wyzwań. Gdybym dostała takie informacje pierwszego dnia szkoły, odechciałoby mi się całkiem do niej chodzić" –
opowiada zdenerwowana kobieta.