"2 września rozpoczęcie roku szkolnego. Niby już klasa 4, ale córka poprosiła, by jeszcze z nią iść. W sumie wszyscy rodzice byli. Ledwo wyszłyśmy za próg szkoły, a mój telefon oszalał.
Na grupie dla rodziców od wczoraj nieustanie pojawiają się nowe wpisy, a ja mam już tego serdecznie dość. Przecież to prawie 11-letnie dzieci, które potrzebują coraz więcej samodzielności, a rodzice robią z nich maluszki.
Są to dzieci, które już były same na obozach, korzystają z telefonu, często bez kontroli czytają różne treści, same chodzą do szkoły i wychodzą na podwórko, mimo to rodzice w sprawach szkolnych uwielbiają je wyręczać.
Teraz na tapet wszedł temat planu lekcji. Rodzice dyskutują o godzinach, liczbie lekcji, okienkach, które powstają przez religię. Robią sondy, komu się to nie podoba i koniecznie chcą 'działać w temacie', bo 'tak być nie może'. Już jest oburzenie, co do niektórych nauczycieli. Chcą sami ustalać zasady i prezentować je dyrekcji, wychowawcy i nauczycielom, jakby szkoła była ich prywatną własnością.
Jak dla mnie, poziom absurdu sięga zenitu, ale ja wiem, że ci rodzice dopiero się rozkręcają. Zaraz będzie wymiana informacji o sprawach organizacyjnych jak składki, wycieczki czy inne atrakcje, ale także o każdym sprawdzianie, projekcie, przerobionym temacie.
Już sam Librus mnie drażni. Dzieci są szpiegowane na każdym kroku. Zanim córka wróci ze szkoły, już wiem, czy coś zrobiła dobrze, czy źle. Sama nie ma szansy mi o niczym powiedzieć. Nawet jeśli nie wejdę do aplikacji, to z kolei mam zaraz wpis na kanale dla rodziców.
Proszę córkę, by sama się o coś dowiedziała, a ona mówi, że to obciach, bo przecież mogę sama Librusem. Przecież tak wyrośnie całe pokolenie, które nie myśli samodzielnie. Mama i tata załatwią wszystko? Jak te dzieci mają uczyć się niezależności i samodzielności, jak temat szkoły jest w pełni monitorowany i nadzorowany przez rodziców? Błagam, wyluzujcie. Nasze dzieci są naprawdę duże i dadzą sobie radę, tylko dajmy im na to szansę!".