Pod koniec sierpnia przed rozpoczęciem roku szkolnego rodzice uczniów żyją głównie rozmowami o szkolnej wyprawce. Porównują ceny, listy zakupów i szukają dobrych okazji w marketach. Napisała do nas rozgoryczona mama 6-latka, która uważa, że pomoc od rządu w postaci 300 plus jest niesprawiedliwa.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Jestem mamą chłopca, który w tym roku idzie do 6-latków, czy jak ktoś woli: do zerówki. Postanowiliśmy z mężem, że syn zostanie w przedszkolu, do którego dotychczas uczęszczał, bo większość jego kolegów zostaje w tej grupie, a ich nauczycielki to świetne pedagożki, z których przez ostatnie lata byliśmy bardzo zadowoleni. Uważam, że panie mają świetne podejście do dzieci i dobrze przygotują je do pójścia do szkoły" – opowiada w liście do reakcji Marta.
"Jeśli jednak chodzi o ten ostatni rok przedszkola, który przecież jest obowiązkowy dla wszystkich dzieci w wieku 6 lat, to mam kilka zastrzeżeń. Chodzi głównie o przepisy, bo te dotyczące przygotowania do szkoły wydają mi się kuriozalne. Opowiem, o co chodzi, a wtedy większość rodziców na pewno mnie poprze.
W przedszkolu syna 6-latki poznają literki, uczą się sylabizować i w tym roku pewnie dojdzie im również nauka czytania i pisania. Wiem, że to podstawa programowa, na którą przedszkole nie ma wpływu. Nie robię dyrekcji problemów, bo to ustala MEN czy kuratorium. Sama jestem przeciwna temu, żeby takie małe dzieci musiały siedzieć przy stolikach i ćwiczyć w skupieniu pisanie – przecież na to czas niewątpliwie będzie w I klasie, kiedy edukacja zacznie się na dobre".
Wyprawka dla 6-latka
Kobieta przyznaje, że najgorszym problemem jest wyprawka: "6-latki są objęte obowiązkiem szkolnym, mają do wypełnienia z nauczycielkami podstawę programową, która ma je przygotować na zostanie uczniem. Niestety przyswajanie wiedzy wymaga pomocy naukowych, czyli artykułów plastycznych, ołówków, papieru itp. Dotychczas w młodszych grupach po prostu co roku rodzice robili składkę i z tych pieniędzy przez cały rok dla grupy były kupowane potrzebne artykuły papiernicze.
Co roku dzieci też korzystały z ćwiczeń i kart pracy specjalnie przygotowanych dla przedszkolaków. Oczywiście nie było to obowiązkowe, ale paniom łatwiej było tak pracować niż ciągle organizować dla dzieci 'kserówki'. W tym roku oczywiście książki również będą potrzebne – szczególnie że właśnie wejdzie ta nauka pisania i czytania. Nastawiam się więc na to, że we wrześniu zapłacę za wyprawkę dla przedszkolaka tyle, co rodzice uczniów w szkole podstawowej.
Dodatkowo w wyprawce 6-latka jest książka do religii, kapcie, strój sportowy (na zajęcia gimnastyczne) i wiele innych rzeczy, które trzeba uzupełniać i wymieniać przez cały rok szkolny. Oczywiście rodzice przedszkolaków na każdym kroku słyszą, że nie jest to obowiązkowe. Ale to inwestycja w rozwój i edukację dziecka, więc każdy wykłada pieniądze i bez kłótni kupuje te wszystkie akcesoria i książki".
Nie żałuję dziecku, ale to niesprawiedliwe
"Teraz jeszcze doszło gadanie, że to przecież 6-latki, które będą przygotowywać się do pójścia do szkoły, więc nie ma co na nich oszczędzać. I ja się z tym zgadzam. Dlaczego jednak skoro w podstawie programowej jest wymóg pisania i czytania dla dzieci przygotowujących się przez rok do szkoły, rząd nie chce dać rodzicom wsparcia? Tylko się trąbi o tym, że uczniom przysługuje 300 plus na wyprawkę, choć w szkole podstawowej rodzice i tak nie kupują podręczników, tylko same ćwiczenia i zeszyty.
Jako rodzic 6-latka muszę przygotować dziecku wyprawkę i zapłacić za to niewiele mniej, niż płacą za nią rodzice uczniów szkół podstawowych. Ok, odpada mi kupno plecaka, ale oprócz niego wszystko i tak muszę dziecku zapewnić. To niesprawiedliwe, że świadczenie nie przysługuje 6-latkom, skoro dotyczy ich obowiązek szkolny. Czy jestem odosobniona w tej opinii?" – pyta mama przedszkolaka.