Odkąd nowa władza objęła stery, MEiN wciąż ogłasza kolejne drobne zmiany, które chce wprowadzić, by zmienić polski system edukacji. Po jednej z konferencji Iga Borowiecka-Grzywacz, artystka, opowiedziała o tym, dlaczego warto iść za ciosem i zamiast małych zmian, właśnie teraz zrewolucjonizować szkolnictwo.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Po ostatnich wyborach parlamentarnych i dojściu opozycji do władzy, w naszym kraju wprowadzanych jest wiele zmian. Również resort edukacji postanowił wziąć się za "sprzątanie" po Czarnku i pracuje cały czas nad tym, by w szkołach było łatwiej i lepiej. Niedawno ogłoszono, że z placówek edukacyjnych znikną prace domowe, a nowa ministra edukacji, Barbara Nowacka, zapowiada, że to dopiero początek nowości.
Specjaliści od edukacji i szkolnictwa przyznają, że to doskonały moment na kolejne kroki, które mogłyby usprawnić zepsuty system. Ostatnio głos w tej sprawie zabrała Iga Borowiecka-Grzywacz, artystka, działaczka społeczna, która stara się angażować w zmiany w polskim systemie edukacji. Po udziale w konferencji "ZmieńMY edukację!" zorganizowanej przez Koalicję Obywatelską, Borowiecka-Grzywacz podzieliła się swoimi refleksjami dotyczącymi szkoły.
"Możemy powiedzieć, że szkoła to zestaw naczyń połączonych lub złożony mechanizm. Ja wolę myśleć o niej jak o żywym organizmie złożonym z wielu organów. Żeby dobrze funkcjonował, musimy znać te narządy i stale je diagnozować. Jeśli któryś z nich jest słaby, zakażony to choroba atakuje całą istotę" (pisownia oryginalna – przyp. red.) – zauważa artystka na początku wpisu. Dalej, używając tego porównania, wymienia szereg rzeczy, które wymagają całkowitej rewolucji. Na nie nie pomogą pojedyncze zmiany, bo to zbyt mało, żeby naprawić coś, co jest do takiego stopnia zepsute.
"Słuchałam dzisiaj wielu mądrych słów i postulatów, ale mam mieszane uczucia. Mam wrażenie, że ta piękna młodzież jest jak kanarek w klatce, nawet nie wie, że jest za kratami. Nie da się obronić tego, co jest. Nie da się, zmieniając podstawy programowe, dodając stanowisk i funkcji, spisując następne prawa, żonglując godzinami itd, itp odmienić polską szkołę trwale" – czytamy dalej.
Wykorzystajmy chwilę
Następnie Borowiecka-Grzywacz zauważa, że ten moment, kiedy nowy rząd jest entuzjastycznie nastawiony i stara się coś naprawić, warto byłoby wykorzystać, żeby szkoły stały się dla dzieci przyjazne, uczyły i przygotowywały na przyszłość. Taka chwila, kiedy społeczeństwo widzi, że należy przeprowadzić w systemie szkolnictwa rewolucję, a władza chętnie podejmuje się zmian, nie zdarza się często.
Dlatego artystka pisze: "Dziś polska edukacja to pole bitwy – nadzór ze szkołami, nauczyciele z dzieciakami, rodzice z nauczycielami, dzieciaki z rodzicami i w końcu sami między sobą. Nigdy walka nie sprzyjała rozwojowi, a ofiar jest coraz więcej […] Jeśli nie wykorzystamy dziś szansy, którą mamy na stworzenie NOWEJ POLSKIEJ SZKOŁY, stracimy pokolenia. Mamy wzorce, mamy pragnienia i mamy zapał, nie dajmy za wygraną i nie szukajmy 'małych zwycięstw' gdy możemy sięgnąć gwiazd".
Czy jednak faktycznie rządzący wykorzystają ten obiecujący czas? To się dopiero okaże, choć już po pierwszych krokach, jakie podejmuje MEiN, widać, że zależy im na tym, żeby placówki edukacyjne naprawdę się zmieniły. Chodzi o to, żeby nie zaprzepaścić szansy, dzięki której dzieci będą miały "szkoły przyszłości". Żeby tak się stało, dorośli muszą stanąć na wysokości zadania. Czyli zamiast snuć plany i prowadzić rozmowy – muszą zacząć działać i naprawdę wywrócić cały system do góry nogami i zbudować go na nowo.