W sali restauracyjnej na wakacjach all inclusive można przeprowadzić ciekawe społeczne obserwacje. Nasza czytelniczka Żaneta opowiedziała o widoku, który podczas urlopu zmroził jej krew w żyłach. Kobieta martwi się, że wychowujemy pokolenie widmowych dzieci, które zachowują się jak zombie.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Wróciliśmy właśnie z mężem i synem z tygodniowych wakacji all inclusive na jednej z hiszpańskich wysp. Wyjazd był bardzo udany, nie spotkaliśmy się z nieprzyjemnymi sytuacjami, o których tyle piszecie, a które w większości dotyczą Polaków. Po tym wyjeździe mam jak najlepsze zdanie o takim rodzaju wakacji: nie musieliśmy myśleć i kombinować, jak spędzać czas, bo kiedy nie mieliśmy sił na zwiedzanie, braliśmy 6-letniego syna na hotelowy basen" – opowiada w wiadomości Żaneta.
"On sobie szalał z innymi dziećmi i mężem na zjeżdżalniach, a ja mogłam poleżeć z książką na leżaku. Nasz syn czasami ma też różne zachcianki żywieniowe i choć zwykle nie ma problemu z wyborem posiłków dla niego, w hotelu z opcją all inclusive mieliśmy jeszcze łatwiej– każdego dnia mogliśmy jeść różnorodnie, a Ignaś nawet zaczął próbować różnych rzeczy, których dotychczas nie chciał nawet tknąć".
Posiłki w dużej sali
Czytelniczka opowiada o tym, jak wyglądały posiłku w hotelu: "Podczas posiłków w dość dużej sali restauracyjnej zaobserwowałam jednak coś, co sprawiło, że zaczęłam myśleć o tym, w jak smutnych żyjemy czasach. Mianowicie, prawie podczas każdego śniadania, lunchu czy kolacji, widziałam minimum kilkoro (a czasami nawet kilkanaście) dzieciaków, które siedziały przy stole z całymi rodzinami: z rodzicami, rodzeństwem, a czasami też dziadkami.
Wśród nich były zarówno 2-latki, jak i 8-latki. Wszystkie wspomniane dzieci, jak jeden mąż, żuły swoje posiłki od niechcenia, gapiąc się przy tym w ekrany. Widziałam nawet dużą dziewczynkę (mniej więcej w wieku mojego Ignasia), którą mama karmiła. Większość nie klikała w smartfony i tablety, zakładam więc, że nie grały w gry, tylko coś oglądały. Mój mąż żartował sobie, że to małe zombie, ale muszę przyznać, że porównanie jest naprawdę trafne".
Dzieci-widmo
"Dzieciaki w różnym wieku siedziały przy posiłkach i niby coś tam jadły, ale głównie siedziały wpatrzone w bajki. To jakaś plaga, bo na Facebooku czytałam komentarze, że ludzie widują podobne obrazki w różnych hotelach na all inclusive. Rodzicom chodzi przede wszystkim o to, by były przy stole ciche, spokojne, nie przeszkadzały nikomu w jedzeniu posiłku.
Co z tego, że kilkulatki same prawie nic nie zjedzą (ewentualnie będą nakarmione przez rodzica, żeby tylko nie przerywać oglądania), a później będą cierpiały na skutki uboczne nadmiaru ekranów? Byłam tym przerażona, bo efektem tego nie tylko jest mrożący krew w żyłach obrazek widmowych dzieci na sali restauracyjnej, ale też późniejsze skutki. Ciekawe, ilu z tych rodziców będzie za jakiś czas narzekało na cyfrowy autyzm swoich pociech" – kończy list nasza czytelniczka.