Słowa kobiety w restauracji były jak nokaut. Jak można tak traktować dzieci?
Redakcja MamaDu
16 sierpnia 2023, 11:15·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 16 sierpnia 2023, 11:15
Małe dzieci, które samodzielnie jedzą w restauracjach, nie są widokiem, który każdemu odpowiada. Byłoby jednak w porządku, jeśli każdy miał w sobie dozę empatii i życzliwości, szczególnie jeśli dziecko je w ciszy i spokoju i nikomu nie przeszkadza. Przeczytajcie, z jaką niemiłą sytuacją podczas rodzinnego obiadu spotkała się Marlena.
Reklama.
Reklama.
Rodzinny obiad w restauracji
"W miniony długi weekend wybraliśmy się całą rodziną na obiad do restauracji. Było upalnie, więc nie miałam zupełnie chęci stać przy garach i nagrzewać mieszkania do jeszcze wyższych temperatur. Pomyślałam więc, że moglibyśmy z mężem i małym synkiem wyjść gdzieś na miasto i uniknąć rozgardiaszu w domu" – rozpoczyna swój list czytelniczka Marlena, mama niemowlaka.
"Moje dziecko ma teraz 11 miesięcy i je już prawie wszystko to co my, więc wyjście do restauracji nie jest dużym problemem. Jeśli nie ma w karcie żadnych dań, które mogłabym mu zamówić, zwykle biorę dla niego obiadek w słoiczku, a w trakcie naszego posiłku syn zajmuje się w krzesełku lub wózku zabawą lub np. kukurydzianymi chrupkami. Tym razem jednak restauracja, którą wybraliśmy, miała opcję dań dla małych dzieci, więc zamówiliśmy synowi makaron".
Nauka samodzielnego jedzenia
Kobieta opowiedziała o tym, że posiłek w restauracji przebiegł w spokoju: "Siedzieliśmy we trójkę przy stoliku w restauracyjnym ogródku, spokojnie jedliśmy i rozmawialiśmy. Synek zajadał kluseczki, które uwielbia w każdej postaci. I jak to niemowlak – robił dookoła nieco bałaganu.
Większość makaronu trafiała do jego buzi, ale kilkanaście kawałków było też obok talerza i pod stołem. Starałam się na bieżąco to sprzątać, ale stwierdziłam, że wszystko wyczyszczę, gdy dziecko skończy jeść. Nie jestem osobą, która zostawia po sobie nieład przy stoliku w restauracji i miałabym wyrzuty sumienia, gdybym musiała prosić obsługę o sprzątnięcie po mnie albo moim dziecku.
Podczas tego posiłku spotkała nas jednak nieprzyjemna sytuacja związana z tym, że nie chce wciskać dziecku jedzenia widelcem i pozwalam mu na samodzielne jedzenie. Parę miejsc dalej siedziały dwie starsze panie, które piły kawę i jadły ciasto. Jedna z nich była z psem, który grzecznie siedział pod stołem i odpoczywał. Nie przeszkadzał nikomu, więc uważam, że jeśli na jego obecność zgodziła się restauracja, to nie mam problemu z jego obecnością w restauracji".
Pies lepszy niż dziecko?
Mama niemowlaka przyznała jednak, że w drugą stronę to nie zadziałało: "Panie jednak ewidentnie były zniesmaczone tym, że do lokalu wpuszczono też nas, czyli rodziców z niemowlakiem. Kiedy kobiety zobaczyły, że dziecko je samodzielnie, jednak skrzywiła się i do drugiej powiedziała: 'Lepiej byłoby wpuszczać tu psy zamiast dzieci, bo zwierzęta przynajmniej tyle nie brudzą'. Zrobiło mi się bardzo przykro, gdy usłyszałam jej głos pełen pogardy i niesmaku.
Nie wiem, z czego to wynikało. Panie widziały, że sprzątam po dziecku, nie przeszkadzaliśmy im też w spotkaniu i rozmowie swoim zachowaniem. Czy nie żyłoby się wszystkim lepiej, jeśli w społeczeństwie nie byłoby tyle zawiści? Zamiast tego wystarczyłaby odrobina życzliwości i wyrozumiałości – przecież ta kobieta komentowała zachowanie małego dziecka, które dopiero uczy się samodzielności.
Ona kiedyś też ją ćwiczyła i robił to każdy z nas. Zdanie porównujące moje dziecko do istoty gorszej niż pies było wg mnie poniżej pasa. Udałam, że tego nie usłyszałam i każde z nas dalej w spokoju siedziało przy swoim stole, ale ból i niesmak we mnie pozostały" – przyznaje Marlena.