Rodzinne spotkania przy świątecznym stole to nie tylko dyskusje o zakładaniu rodziny, wychowaniu dzieci i polityce. To także nakłanianie najmłodszych, by "zjedli coś, bo cioci/babci będzie przykro". Zdanie, które słyszeliśmy jako dzieci, nadal zdarza nam się mówić do swoich synów i córek. Nie pamiętamy już, jak bardzo jest krzywdzące dla psychiki.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Jestem mamą dwóch chłopców w wieku przedszkolnym. Moje dzieci, kiedy kończyły 3 lata, stawały się niejadkami. Przez długi czas szukałam sposobów, by znowu chętnie siadały do posiłków. Udało nam się zażegnać kryzysy jedzeniowe, ale od tamtego momentu jestem naprawdę wyczulona na to, by dzieci nie miały styczności z różnymi nawykami, które mogą je stygmatyzować, odbijać się na ich psychice albo prowadzić do zaburzeń żywienia.
Sama pamiętam z dzieciństwa, jak w przedszkolu zmuszano dzieci do zjedzenia całej porcji obiadowej i nikt nie mógł odejść od stołu, dopóki nie zjadł całej zupy, która nie zawsze była najlepszym posiłkiem świata. Z tego powodu wciąż żyję w przekonaniu, że dzieci nie wolno przymuszać do posiłków i lepiej jak trochę zgłodnieją, niż zrażą się do jedzenia i będą miały traumę na wiele lat. Moja siostra po takich przedszkolnych przejściach do dziś np. nie je sałaty masłowej, choć ma już 30 lat.
"Jeszcze zjedz za ciocię"
Kiedy więc słyszę niektóre teksty w kierunku dzieci, szczególnie przy okazji rodzinnych spotkań czy wyjść do restauracji, aż mi się nóż w kieszeni otwiera. Jestem wyjątkowo wyczulona na wszelkie groźby związane z jedzeniem, a także na dawanie pozornej alternatywy: albo zjesz, albo nie pójdziemy do sali zabaw. Tak samo nienawidzę, jak ktoś mówi do dziecka, że musi zjeść, bo osobie, która przygotowała jedzenie, będzie przykro.
Według mnie to żywieniowy terror, który przymusza do jedzenia i kształtuje w dziecku niezdrowe relacje z jedzeniem. Kiedy mówimy mu, że musi coś zjeść, żeby babci czy cioci nie było przykro, u dziecka uruchamia się empatia i chęć zadowolenia wszystkich innych dookoła kosztem swojego samopoczucia.
To nijak się ma do tego, że pragniemy wychowywać pewne siebie dzieci, które czują się odrębnymi jednostkami, samodzielnie o siebie decydującymi. Wzbudzanie w dziecku poczucia winy z powodu niezjedzonego posiłku prowadzi do wyrzutów sumienia, a w dalszej perspektywie efektem mogą być zaburzenia żywieniowe.
To krzywda na całe życie
Teraz przy okazji Wielkanocy, ale też na wszelkich rodzinnych spotkaniach, grillach i piknikach, na które już niedługo rozpocznie się sezon, takich zdań obciążających psychikę i emocje dzieci słyszy się naprawdę dużo. Nie każcie dzieciom jeść za dziadków, ciocie czy pupila. Nie budujcie w nich poczucia winy za niezjedzenie obiadu ugotowanego przez kogoś bliskiego. Nic dobrego z tego nie wyniknie, a dziecku można na całe życie zafundować traumę i nieprawidłową relację z jedzeniem.
Rozumiem, że jako rodzice martwicie się o swoje dzieci, kiedy jedzą mało albo w ogóle nie chcą jeść. Sama czułam dokładnie to samo. Jeśli nie jest to długofalowe, a pediatra czy dietetyk po zbadaniu dziecka nie widzi problemów ze strony zdrowotnej, pozwólcie dzieciom czasami opuścić posiłek. Kiedy będzie naprawdę głodne, przyjdzie i da znać. Zmuszanie do posiłków jest dużo gorsze dla zdrowia fizycznego i psychicznego malucha.