"Ale jak to?", chciałoby się zapytać. To całkiem proste: chodzi o przekaz. Czasami nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy, o czym dobitnie świadczą komentarze pod wpisem na platformie Threads. Kobieta zamieściła zdjęcie restauracyjnego menu z "drinkami dla najmłodszych", a ludzie na to: "Ale że niby jaki problem?".
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
I dalej: "Przyp****alanie się o nic, byle się przypi****ielić" [pisownia wszystkich komentarzy oryg. – przyp. red.]. Tylko czy na pewno to nic takiego? Na zdjęciu zamieszczonym przez internautkę Jolantę Brodę (@jolantabe) na Threads widzimy stronę menu restauracyjnego, a na niej "Drinki dla najmłodszych":
"Pasikonik – sok pomarańczowy i Blue Curacao (non alc.)
Sok z gumijagód – sok bananowy, czarna porzeczka, Grenadine".
Broda pisze: "DRINKI dla najmłodszych w restauracyjnym menu, no to na zdrówko!". Miło, kolorowy soczek – wiadomo, że dziecku się spodoba. Mamusia do tego zamówi Aperola, tatuś piwko, wakacyjny obiad jak wymarzony!
Zawsze tak było
"To kto ma ochotę walnąć drineczka z dzieckiem?", kontynuuje autorka posta. Okazuje się, że sporo osób. I zaczyna się sentymentalna podróż naszpikowana (najczęściej) wulgaryzmami: "Pier***enie, jakby nikt wam nigdy za młodu karmi nie polał", "Zesr***s sie jak ja pie***le, od zawsze były 'drinki' dla dzieci i nikomu to nie przeszkadzało aż w końcu przyszła cała na biało jola i powiedziała nie", "Tymczasem moje pokolenie polewające wodę do korków z butelek udając że pijemy wódkę z kieliszków".
Pewnie. I paluszek maczany w kieliszku z ajerkoniakiem, łyczek piwa z gwinta. Naprawdę świetnie, że ktoś w menu daje dzieciom opcję wypicia drinka. Nie napoju, nie soku, nie koktajlu, ale właśnie drinka. "Uważam, że nie ma w tym nic złego i nie rozumiem czemu wszyscy się czepiają. Nie ma w nich alkoholu, dziecko może poczuć się jak dorosłe (a chyba od zawsze jako dziecko chciałoby się być dorosłym)".
Tak, a wiadomo, że bycie dorosłym jest najlepsze na świecie, dlatego najlepiej już przedszkolaki uczyć, że jeśli wakacje i wizyta w restauracji, to drineczek być musi, bo bez tego jakoś mniej fajnie. I całkiem niedorośle, czyli gorzej.
Jaki kraj, taka kultura picia
Na szczęście poza zaskakująco wieloma komentarzami jak od typów spod budki z piwem (nomen omen) znalazły się też głosy rozsądku od ludzi, którzy rozumieją, co jest nie tak z propagowaniem "drinków dla najmłodszych". Ten podsumowuje to perfekcyjnie: "Nie, to nie jest okej. Litości, mamy już 2024 rok a nie lata 90, żeby przyklaskiwać powszechnemu piciu". Ten również w punkt:
"Oczywiście, że ta nazwa ma być intencjonalna. I hehe bo dzieciak się uczy od małego, co dobre hehe. Że celebrowanie to tylko z drineczkiem, że wyjściu na spotkanie przeważnie towarzyszy drineczek i tak dalej. Pracuje z przedszkolakami i są bardzo obeznani z kulturą picia w Polsce i bardzo dobrze rozumieją różne niuanse, które wydają nam się nieosiągalne dla ich głów. Słychac to i widać w ich zabawie".
Eksperci są jednomyślni: bezalkoholowe wersje szampana, drinków, piwa czy wina nie są dla dzieci. – Nie poddajemy tego refleksji – mówiła w "Dzień Dobry TVN" psycholożka Joanna Heidtman. – W naszym obyczajowości to po prostu istnieje. Czyli ta neurotoksyna, (...) trucizna, ale legalna i posiadająca długą historię bycia z nami w codziennych, świątecznych sytuacjach, ona po prostu nam towarzyszy w życiu rodzinnym. Wobec tego odruchowo rodzic to, co jest pewnym obyczajem, przekazuje dalej. W ten sposób dokładnie tak, jak ze wszystkim, przenosimy różne obyczaje i wzorce zachowania na kolejne pokolenie.
W podobnym tonie wypowiadał się w DDTVN psychoterapeuta ds. uzależnień Robert Rutkowski: – Dzieci nie postępują tak, jak im się każe, tylko tak, jak się pokazuje. Ten przekaz jest dwupłaszczyznowy. Mamy butelkę z płynem bezalkoholowym i niesamowicie silny przekaz w postaci rodziców, którzy piją alkohol przy swoich dzieciach. Jeżeli dziecko bawi się w picie alkoholu i widzi rodziców, mamy petardę emocjonalną i psychologiczną. To jest kreowanie nowych konsumentów alkoholu – podkreślał.